Melisa
Siedziałam w wypożyczonym aucie ojca i tylko
wgapiałam się w tłumy turystów. Po kilku godzinach jazdy obraz zaczynał mi się
zlewać w jedną, wielką kałużę. Blake mógł być każdym z przechodni, a ja
musiałam moim wzrokiem go wyłapać w ułamku sekundy.
-Dlaczego mamy go szukać? Niech sobie żyje
gdzieś tam z szogunami. Mi go szkoda nie jest.- warknęłam po czym poczułam
gwałtowne hamowanie. Auto zatrzymało się na środku drogi, a oczy ojca, zwykle
niewzruszone i zimne, teraz zdradzały strach, a jednocześnie wściekłość.
-Melisa! To nie są żarty! Twój brat uciekł,
a ty zachowujesz się jakby cię to nie obchodziło ani trochę! Rozumiem, że za
nim nie przepadasz, ale możesz nam pomóc w odszukaniu jego. To jeszcze dziecko
i nie wie co robi.- wychrypiał mężczyzna na jednym wydechu. Za naszym autem
zaczęło się trąbienie i wyzwiska kierowane w naszym kierunku. Tata jednak był
nie ugięty. Wpatrywał się we mnie
pewien, że zaraz go przeproszę. Ale ja nie miałam takiego zamiaru. Nie miałam
ochoty go przepraszać za cokolwiek.
-Bo mnie to nie interesuje! Ja mam swoje
problemy, ale co was to obchodzi! Teraz Blake zaginął, teraz Blake źle się
czuje, teraz Blake śmieje się, a teraz
beczy! Cały czas Blake i Blake! Mam tego cholernie dość!- wrzasnęłam, uderzając
dłońmi o fotel.- To nie jest dziecko! On umie o siebie zadbać lepiej niż ja czy
Nathan! Umie przespać się z dziewczyną mimo, że jest pedałem i umie przelizać
się z kolegą z klasy, mimo, że wie że to nagrywają! On umie napić się w trzy
dupy i wrócić do domu trzeźwy dwa dni później!- wybuchłam. Po moich policzkach
pociekły łzy rozpaczy. Miałam tego wszystkiego dość.
-Ja mam dość… Chcę choć raz być ważna dla
kogoś i nie żyć na drugim planie…- westchnęłam po czym wysiadłam z auta
trzaskając drzwiami.
-Melisa wracaj!- słyszałam jeszcze krzyk
ojca, ale nie zwracałam na niego uwagi.
***
Wybrałam numer Nathana, ale zanim
nacisnęłam zieloną słuchawkę rozmyśliłam się. Nie chciałam go teraz obarczać
kolejną dawką swoich problemów, on sam przecież miał Kayle i swoje życie.
Już miałam połączyć się z Jamesem, kiedy
mój telefon zaczął wibrować. Zmrużyłam oczy nie znając tego numeru po czym
odczytałam nadesłaną wiadomość.
,,Za dziesięć minut przy fontannie na placu.
K.’’
Jaki znowu K.?
Nie zastanawiałam się jednak kto to mógłby
być. Po prostu wstałam u ruszyłam w stronę umówionego miejsca. Szłam zaledwie
kilka minut, a wydawało mi się, że przemyślałam tyle ważnych spraw.
Po pierwsze Blake. To dziecko nie mogło choć
raz być bezproblemowe. On nie umiał współpracować i teraz zapewne nawet groźba,
że pokażemy zdjęcia rodzicom czy komukolwiek na niego nie zadziałają.
Po drugie Tyler. Czego ja od niego tak
naprawdę oczekiwałam? Przecież on taki jest. Zimny jak lód i bez serca. Chce
tylko przelecieć, zaliczyć i zapomnieć. Co gdyby Blake wszedł do pokoju nieco
później, gdyby zastał mnie z Tylerem w łóżku? Byłam pewna, że tym razem bym mu
się poddała całkowicie. Głupia Melisa! Czemu ja jestem tak naiwna?
W końcu dotarłam do głównego placu.
Usiadłam na fontannie i utkwiłam wzrok w bezchmurnym niebie. Nasza wycieczka
dobiegała końca i kiedy już myślałam, że Blake da sobie spokój, on wybucha jak wulkan
z kolejną dawką kłopotów.
-Melisa!- moich uszu dobiegł melodyjny głos,
a zaraz potem oczom ukazała się blondynka, której oczy były niebezpiecznie zaszklone.
Jakby zaraz miała rozpłakać się. Posłała mi jednak ciepły uśmiech po czym
przywarła do mnie całym ciałem i cicho zaszlochała. Nic z tego nie rozumiałam.
Nie wiedziałam co takiego się stało.
-Kayla co się stało?- spytałam przerażona
jej stanem. Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów po czym podniosłam głowę,
wyprostowała się, poprawiła włosy i odetchnęła z ulgą. Chyba próbowała się opanować, ale kiedy to
robiła coraz bardziej się rozklejała, a ja razem z nią.
-Przemyślałam to wszystko… Co będzie po
wyjeździe? Nigdy go nie zobaczę... Ja chyba coś do niego czuję, coś więcej niż
przyjaźń.- zacisnęłam usta w wąską kreskę. Oj Melisa ty chyba przyciągasz
problemy.
-Coś wymyślimy. Chodź, potrzebujemy teraz
ciszy i spokoju.- powiedziałam po czym pociągnęłam blondynkę w stronę ulicy.
***
Upięłam włosy w wysokiego kucyka,
wpięłam kilka wsuwek w włosy po czym usiadłam naprzeciwko przyjaciółki. Kayla w
tym momencie siorbała mrożoną herbatę z mojego ulubionego kubka i próbowała
jakoś poskromić emocje. Ja chciałam być twarda, ale powoli zaczynało docierać
do mnie, że mnie czeka podobna sytuacja. Co prawda będę mieć Nathana przy
sobie, ale kiedyś nadejdzie czas rozstania.
A Tyler?
Go mogę stracić nawet w tej chwili i nic na
to nie poradzę.
- A co ja mam powiedzieć? Prawie przespałam się z Tylerem, a on chciał tylko
mnie zaliczyć. Czuję się jak szmata.- westchnęłam, wstając i podchodząc do
okna. Skrzyżowałam ręce na piersi i po głęboko odetchnęłam. Po moim policzku
popłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarłam. Mimo to Kay zauważyła oznakę
słabości. Mocno mnie do siebie przytuliła po czym odsunęła się na kilka
centymetrów i spojrzała mi w oczy.
-Czyli obie wpadłyśmy po uszy. I to nie w
bagno. Niestety…- lekko się uśmiechnęłam.- Chyba będę uciekać do siebie.
Rodzice pewnie się już zamartwiają.- blondynka złapała za swoją torebkę, przeciągnęła
się i już miała wychodzić, kiedy drzwi od pokoju otworzyły się przed nią.
Automatycznie odwróciłam wzrok i utkwiłam go
w ścianie naprzeciwko mnie.
-To do jutra Mili.- przytaknęłam tylko na
pożegnanie koleżanki po czym obróciłam się plecami do szatyna i potarłam dłonią
szyję. Czułam na swoim ciele jego spojrzenie, to jak przeszywa mnie wzrokiem. A
kiedy zamknęły się drzwi od pokoju chciałam uciekać.
-Melisa…- moje imię wypowiedzieć wręcz z
czcią, ale to i tak nie miało znaczenia. Po co tu przyszedł? By ranić mnie
jeszcze bardziej? – To nie tak.
-A jak? Może zaprzeczysz, że z nią nie
spałeś?- nie usłyszałam odpowiedzi na swoje pytanie, jedynie cisza.
-To było już dawno… Ona ma coś z psychiką
chyba. Uparła się na mnie. Musisz to zrozumieć.- wyszeptał Tyler zaciśniętym ze
strachu głosem. Obróciłam się gwałtownie w jego stronę, posyłając mu przy tym
wściekłe spojrzenie i zacisnęłam dłonie w pięści.
-Ile już było tych dziewczyn ,,dawno’’?
Umiesz je zliczyć? Pamiętasz imiona choć trójki, a może umiesz powiedzieć czy z
którąś spałeś więcej niż raz.- warknęłam mierząc go wzrokiem. Nie umiałam
opanować emocji. W końcu wybuchłam. Rozkleiłam się na dobre, kiedy te brązowe
oczy posmutniały i zatrzymały się na moim wzroku. Płakałam jak dziecko nie
rozumiejące, że to nie jest zabawka dla niego.
-Teraz jest inaczej. Ty jesteś inna…-
wychrypiał podchodząc o krok bliżej i splatając swoje palce z moimi.
-Masz rację. Jestem inna niż Megie, Layla
czy Rebecca. Jestem inna i dlatego proszę cie byś wyszedł z mojego pokoju, byś
dał mi spokój i zostawił moje życie. Wszystko sypie mi się na głowę, a ty tylko
pogarszasz sprawę. Tyler ja cię naprawdę kocham, ale to teraz nie ma znaczenia.
Wyjdź.- powiedziałam łamiącym się głosem i wyswobodziłam swoje palce z
jego. Staliśmy w ciszy przez kolejne kilka
minut, aż w końcu odpuścił. Wyszedł bez słowa i znikł. Za kolejne kilka minut usłyszałam krzyk mamy
w pokoju obok.
,,Blake! Mój Blake!’’ – płakała. Tylko czy
ze szczęścia czy ze smutku?
_____
Od Akwamaryn: Wena mnie dopadła i pisałam ten rozdział na jednym wydechu. Po prostu jak zaczęłam to nie mogłam skończyć. Ciągle tylko dalej, dalej, dalej... I tak oto wyszły trzy strony w wordzie i trochę czwartej ;) Teraz licze na dobrą wyobraźnie Jemi <3 No, ale rozdział sam w sobie mi się podoba, a wam?