wtorek, 9 lipca 2013

23.Nie idealni, ale wspaniali, jedyni w swoim rodzaju, ale identyczni.



Melisa


         ,,Dajcie mi wszyscy święty spokój.’’
     Nie wiem czemu, ale te słowa jakoś dziwnie zraniły mnie.  Mimo, że wiedziałam w jakiej sytuacji jest Nathan to i tak miałam mu za złe, że tak bardzo wyżywa się na mnie i na wszystkich w koło. Nie starał się nam w ogóle pomóc i miał wszystko w głębokim poważaniu, bo nie było przy niej Kayle. Szkoda, że miał też w dupie mnie i moje zdanie.
   -Nie martw się, przejdzie mu.- wychrypiał Tyler głosem przepełnionym dymem tytoniowym. Obiecałam sobie, że zmuszę go by rzucił palenie choćby to miało graniczyć z cudem.
   -Ale mi, już nie koniecznie…- bąknęłam wstając i podchodząc do rodziców, którzy teraz już stali z wymienionymi biletami w dłoni. – Możemy wracać? Mam dość.- posłałam wściekłe spojrzenie w stronę Blake. Chłopak puścił mi oczko po czym poprawił kule i zrobił zbolałą minę.
   -Widzę, że zrozumiałaś swój błąd.- odparła mama uśmiechając się przyjaźnie. Gdyby tylko wiedziała co teraz czułam do swojego brata, gdyby wiedziała, że mam ochotę powiesić go za uszy, to chyba by mnie wyrzuciła przez okno w samolocie.
   -Jasne- warknęłam tylko idąc w stronę sali odlotów. Po drodze zgarnęliśmy Nathana, który szedł w ciszy nawet na mnie nie patrząc. Już chciałam mu wygarnąć co myślę o jego samolubnym zachowaniu kiedy jakaś kobieta pchnęła mnie prosto na Tylera. Chłopak złapał mnie w ostatniej chwili i puścił przed sobą do samolotu. Usiedliśmy na siedzeniach najbliżej wyjścia, ja pod oknem, on po mojej lewej. Nathan oddalił się prawie na koniec  samolotu, a rodzice oczywiście zajęli się biednym Blake’m.
   -Chciałabym żeby było jak kiedyś. Jak kiedyś kiedy coś jeszcze znaczyłam dla rodziców, a Blake zachowywał się w miarę normalnie, jak nastoletni chłopak.- westchnęłam opierając głowę o ramię Tylera, gdy samolot tylko wbił się w powietrze.
     -Ej! Mała, dla mnie jesteś najważniejsza, a rodzice w końcu zrozumieją, że Blake to kawał szuji. – odparł składając na mym czole pocałunek. Dziwnie się czułam w jego towarzystwie, słysząc takie słowa. W końcu nigdy nie byłam z nikim tak naprawdę, nikogo nie darzyłam większym uczuciem niż przyjaźń, a czułości Tylera wprawiały mnie w nie małe zakłopotanie.
    -Jestem zmęczona…- odparłam tylko odpływając w błogi sen.


***


      Rzuciłam się zmęczona na moje miękkie łóżko. Hotelowe co prawda były niezłe, ale to tu czułam się naprawdę dobrze. Kiedy poczułam zapach płynu do prania, który osiadł na pościeli, kiedy zobaczyłam te liliowe ściany, miałam ochotę zapomnieć o tym co było i zacząć od początku, od zera. Nie umiałam jednak zapomnieć o świństwie jakie wyrządził mi Blake. Mój młodszy brat, taki idealny. Szkoda, że ja już dawno straciłam jego zaufanie. Nie mogłam mu nic powiedzieć, nie mogłam na niego liczyć już od jakiegoś czasu. Straciłam tego braciszka, który był zawsze przy mnie gdy go potrzebowałam. Może teraz to dziwne, ale kiedyś go kochałam.
       Złapałam za telefon i wybrałam numer Nathana, zanim jednak nacisnęłam zieloną słuchawkę nadeszła fala bólu. Nie mogłam zadzwonić, nie teraz kiedy on zapewne wyczekuje telefonu od Kay. Jaka ja byłam głupia… Liczyłam, że Nathan już zawsze będzie mój, a przecież on miał swoje życie, swoje miłości.
   Zachowywałam się jak rozkapryszone dziecko.
  Odłożyłam komórkę na stolik nocny po czym wstałam, wcisnęłam na stopy moje adidasy, które przywoływały tyle wspomnień i wybiegłam z domu. Rodzice zapewne nawet nie zauważą, że wyszłam. Przeszłam kilka ulic po czym stanęła w drzwiach domu Tylera. To właśnie on otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Kiedy tylko weszłam wyczułam, że to nie jest dobry moment. Cała rodzina siedziała przy stole, przy objedzie. Teraz jednak przerwali posiłek i wpatrywali się we mnie trochę to z uśmiechem, trochę z zaskoczeniem. Nie sądziłam by szatyn zdążył powiedzieć im o ,,nas’’.
  -Może przyjdę innym razem.- wyszeptała i już miałam wychodzić, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał.
   -Co się dzieje?- zapytał równie cicho co ja wcześniej. Rodzina widząc, że nam nico uprzykrza rozmowę zaczęła energicznie o czymś dyskutować i sprzątać po obiedzie, co zapewne było tylko przykrywką.
    -Nic… Chciałam tylko cię zobaczyć.- kłamałam. Sama nie wiedziałam po co tu przyszłam, co chciałam tym osiągnąć, ale potrzebowałam by poczuć jego bliskość. Czułam, że bez niego już nic nie jest takie samo. Tyler posłał mi blady uśmiech po czym zaprowadził mnie do swojego pokoju. Nie zwróciłam uwagi na to jak wygląda wszystko w koło, po prostu położyłam się na łóżku obok chłopaka i mocno wtulając się w jego tors cicho zaszlochałam. Emocje wzięły górę.  Przypomniałam sobie o wszystkich wspaniałych chwilach z Tylerem, z Nathanem, z rodziną… Od dawna nie zżyłam się z tyloma osobami na raz, nie miałam tylu przyjaciół co teraz. Boże, ja w ogóle nie miałam przyjaciół. Byłam kompletną pomyłką.
    Tyler milczał, głaszcząc mnie przy tym po głowie i co jakiś czas szepcząc miłe słowo. Jak mogłam go kiedyś nie znosić i ignorować?
   -Uważasz, że się nad sobą użalam?- spytałam, czując jak wierzch jego dłoni ociera spływające po moich policzkach łzy. Szatyn pokiwał przecząco głową po czym z poważną miną przycisnął mnie go siebie.
   -Skąd… Wiem jak ci ciężko. To okropne uczucie być odrzuconym, ale zrozum, że to etap przejściowy, że wszystko wróci do normy.- po tych słowach zamilkł i nad czymś intensywnie pomyślał. Powoli usiadł i podciągnął mnie do tej samej pozycji. – Posłuchaj.- wyszeptał powoli przybliżając moja twarz do swojej klatki piersiowej, a dokładniej do miejsca gdzie miało znajdować się serce. Trochę mnie to bawiło, ale nie dałam tego po sobie poznać.
  -Bije i co z tego?- spytałam po chwili ciszy. Tyler nie odpowiedział, przyłożył swoje ucho do mojej piersi i wstrzymał powietrze. Po kilku sekundach, które trwały w nieskończoność odsunął się ode mnie i lekko uśmiechnął łapiąc swoje dłonie w moje.
   -Twoje też bije. I w moich i w twoich żyłach płynie ta sama krew, i twój oddech i mój jest taki sam, masz tyle samo palców u rąk i u nóg co i ja.- teraz nie chciałam już się śmiać. Nie rozumiałam tylko do czego zmierza. Co to ma do tej całej sytuacji?- Tak samo odczuwasz ból, strach i szczęście co każdy człowiek na tej planecie. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Nie idealni, ale wspaniali, jedyni w swoim rodzaju, ale identyczni. Dlatego właśnie prędzej czy później wszystko stanie się takie jak dawniej, bo nikt nie wytrzyma dłuższego czasu bez swojej siostry, córki czy przyjaciółki. Bo się uzupełniamy. Rozumiesz?- przytaknęłam na znak zrozumienia po czym poczułam jak chłopak składa na moich ustach pocałunek. – Ale dla mnie i tak jesteś idealna. I nie mogę patrzeć jak cierpisz kotku. Dlatego otrzyj łzy i uśmiechnij się, bo niedługo będziesz musiała dzielić czas pomiędzy nas wszystkich.
    Tyler po raz kolejny pocałował mnie, tym razem nieco bardziej namiętnie. Nie oderwał się ode mnie ani na moment kiedy zdejmował swoją koszulkę, moją bluzkę i rozpinał pasek przy swoich spodniach. Ciągle uśmiechał się do mnie i zarażał mnie tym. Widząc jak odwzajemniam pocałunki i uśmiechy podniósł mnie tak bym oplotła go w pasie i przygniótł mnie do ściany swojego pokoju. Nie myślałam o tym, że za ścianą może siedzieć jego siostra czy mama. Zresztą muzyka leciała tak głośno, że nikt by nie usłyszał nawet uderzenia meteorytu.
   -Dla mnie zawsze będziesz najważniejsza.- powtórzył któryś raz z kolei zaciskając dłonie na moim odpięciu od stanika.


_____
Od Akwamaryn: Jak już zaczęłam to nie potrafiłam skończyć. Mam nadzieję, ze tak samo jak ja cieszycie się, że nadeszły wakacje. Myślę, że to oznacza więcej rozdziałów i pomysłów :) Ja w tym rozdziale chciałam zawrzeć tak wiele, miałam tyle weny i w sumie mogłabym ciągnąć dalej tę ,,zabawę'' jeśli wiecie o co chodzi, ale zrezygnowałam. Niech Jemi się wykaże. Nie dziękuj kochanie :**

wtorek, 2 lipca 2013

22. Dajcie mi wszyscy święty spokój.

Nathan



          Patrzyłem pustym wzrokiem na twarz przyjaciela. Wiedziałem, że się o mnie martwił, ale gdy próbowałem udawać, że wszystko jest dobrze czułem się jeszcze gorzej a on wiedział, że kłamię. Więc przestałem. W mojej głowie po raz setny zacząłem odtwarzać uśmiech blondynki.
   -Nathan.- Usłyszałem nad sobą. Gwałtownie podniosłem głowę. Tyler stał przede mną w krótkich spodenkach i koszulce. Szybko przywołałem się do porządku. Odepchnąłem natłok wspomnień.- Idziesz ?
   -Gdzie ?- Zapytałem zdezorientowany a on westchnął.
   -Na plaże.- Spojrzałem na bruneta i pokręciłem przecząco głową.- Nathan ja rozumiem, że tęsknisz, ale to tylko jeszcze kilka tygodni i znowu się zobaczycie a ty zachowujesz się jakby odeszła na zawsze.
Obrzuciłem go groźnym spojrzeniem.
   -Nie, nic nie rozumiesz. Ani ty…ani Melisa.- Na chwilę przerwałem.- Jestem zmęczony, ale wy idźcie- Dodałem kładąc się na swoim łóżku. Tyler głośno westchnął. Po chwili usłyszałem jego kroki. Zamknął za sobą prawie niesłyszalnie drzwi. Zerknąłem na zegarek leżący na szafce nocnej. Dochodziła piętnasta. Kayla powinna być już w domu.
Spojrzałem na telefon.
Nie!
Upomniałem się w myślach. Obiecała, że zadzwoni zaraz po wylądowaniu. Ponownie opadłem na łóżko i czekałem.


***


              Mama zaczęła machać w moją stronę. Odwróciłam się tyłem udając, że nie widzę jej nawoływania. Musiałam spróbować jeszcze raz. Wybrałam numer Nathana i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
   -Przepraszamy…-Usłyszałam po raz kolejny i z westchnieniem się rozłączyłam. Dlaczego nie mogłam się z nim połączyć ? Nagle ktoś złapał mnie za ramię.
   -Kayla.- Mama patrzyła na mnie swoimi ogromnymi niebieskimi oczami, które po niej odziedziczyłam.- Taksówka już czeka, musimy wracać.
Przytaknęłam jej ruchem głowy i złapałam za rączkę swojej walizki. Ostatni raz zerknęłam na telefon. Po chwili wrzuciłam go do torebki. Spróbuje ponownie za jakiś czas.


***


             Wepchnąłem do ust kolejną czekoladkę i wygodniej rozsiadłem się na łóżku. Gips nieco mi to utrudniał, ale nie mogłem narzekać. Przynajmniej miałem swojego laptopa.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko go odłożyłem i połknąłem czekoladkę. Do pokoju weszła mama.
Na mojej twarzy natychmiast pojawił się ogromny ból.
   -Cześć kochanie.- Powiedziała czułym głosem.
   -Mamo, miło cię widzieć.-Jęknąłem. Podeszła do mnie i poprawiła mi poduszkę.- Dziękuję.
   -Jak się czujesz ?- Zapytała zatroskana. Odpowiedziałem to, co zawsze.
   -Nie najlepiej. Noga nadal strasznie boli.- Pogłaskała mnie po głowie. Musiałem się powstrzymać żeby nie odepchnąć jej ręki, którą zniszczyła mi fryzurę.
   -Lekarze powiedzieli, że dziś zrobią ci ostatnie badania. Jutro po południu będziesz mógł już wyjść ze szpitala.- Powiedziała łapiąc mnie za rękę. Nienawidziłem, kiedy tak robiła. Zachowywała się jakbym umierał na raka. Miałem ochotę ją wyrzucić.- Myśleliśmy z tatą, co dalej.
   -Co masz na myśli ?- Zapytałem zbity z tropu.
   -Co z dalszym leczeniem. Zastanawialiśmy się czy nie byłoby dla ciebie lepiej gdybyś wyzdrowiał w domu.- Na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Wziąłem głęboki oddech, aby ukryć podekscytowanie.
   -I, co zdecydowaliście ?- Starałem się, aby mój głos brzmiał jeszcze smutniej niż do tej pory.
   -Za trzy dni wracamy.- W środku zacząłem skakać ze szczęścia. Nie udało im się mnie powstrzymać! Głupia banda…myśleli, że mnie przechytrzą. Kilka zdjęć i jakieś marne nagranie mnie nie powstrzymają. Tak bardzo chciałbym zobaczyć ich miny, gdy się dowiedzą. Będą wściekli.
   -Nie chcę psuć innym wakacji.- Skłamałem.
   -Ciocia Alice i wujek Mike nie mają nic przeciwko żeby wrócić trochę szybciej a Melisa, Nathan i Tyler dowiedzą się dzień wcześniej. Nie będą mieli wyboru.- Pokiwałem głową na znak zgody.
Myśleliście, że jesteście tacy sprytni ?
Wiedziałem, że wygram. Ja zawsze wygrywam.

Dwa dni później

              Melisa nerwowo chodziła po pokoju. Tyler stał oparty o biurko a ja siedziałem na łóżku.
   -Jak oni mogą nam to robić ?- Podniosła głos.
   -Jak ja nie lubię tego dzieciaka...-Mruknął jadowicie Tyler. Patrzyłem na nich w milczeniu.
   -Musimy coś wymyślić.-Powiedziała brunetka gwałtownie się zatrzymując. Najpierw spojrzała na Tylera, który kiwnął głową na znak zgody, a potem na mnie.
   -Przepraszam, ale wam nie pomogę.- Odparłem. Dziewczyna westchnęła.- Od wczoraj myślałem czy nie wrócić szybciej. Nawet, jeżeli wasz plan by się powiódł ja bym wyjechał.
Mili usiadła obok mnie. Po chwili dołączył do nas Tyler. Melisa złożyła na jego ramieniu swoją głowę.
   -Czyli jutro wracamy. Udało mu się. Zepsuł te wakacje.- Szepnęła.
   -Według mnie wcale nie. Przeżyliśmy tutaj sporo fajnych przygód. Ty po raz pierwszy upiłaś się do nieprzytomności, ja nauczyłem się wielu rzeczy, a Nathan spotkał kogoś niezwykłego.- Mruknął Tyler głaszcząc Mili po włosach.
Dopiero wtedy to zauważyłem. Moi najlepsi przyjaciele okazywali sobie…uczucia. Jak mogłem przeoczyć tak istotny fakt ?
   -Stop…-Mruknąłem. Obrzucili mnie leniwym spojrzeniem.- Czy wy…- Jęknąłem nie wiedząc jak dokończyć.
   -Tak. Daliśmy sobie szansę.- Odparła Melisa.
Na moich ustach pojawił się pierwszy szczery uśmiech od kilku dni. Brunetka wplotła rękę w dłoń Tylera, a mnie wtedy coś zabolało.


***


               Mocno pociągnąłem za walizki. Mama ciągle rozmawiała z kobietą w recepcji. Miałem ochotę podejść do nich i warknąć czy nie można po prostu wymienić tych cholernych biletów. Usiadłem na krzesełku obok zakochanych.
   -I jak?- Zapytała Melisa.
   -Nic nie rusza do przodu. Ciągle stoimy w martwym punkcie.- Dziewczyna westchnęła. Tak bardzo chciałem być już w domu.
Wyjąłem z kieszeni bluzy telefon. Kayla nadal milczała. Schowałem twarz w dłoniach. Nie miałem pojęcia, co robić. Poczułem na swoim ramieniu delikatny uścisk.
   -Nathan…-Szepnęła Mili.
   -Zostaw mnie.- Warknąłem. Miałem dość użalania się nad sobą. Wstałem ze swojego miejsca zrzucając dłoń dziewczyny. Po raz kolejny podszedłem do recepcji.
   -Po prostu wymieńcie te bilety! Czy jesteście aż tak durni?! Nawet tego nie potraficie zrobić?!
   -Nathan!- Krzyknęła mama. Po chwili znalazł się przy mnie Tyler. Odciągnął mnie od zszokowanej kobiety. Spojrzałem na niego wściekły i go odepchnąłem.
   -Nie zachowuj się jak kretyn.- Wysyczał.
   -Dajcie mi wszyscy święty spokój.-Odparłem i zakładając na głowę kaptur ruszyłem w stronę sklepików znajdujących się na terenie lotniska.

Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Miałem ochotę coś rozwalić a potem rozpłakać się jak dziecko.  

____
Od Jemi: Jest krótki ale mi się podoba :)