Nathan
Patrzyłem pustym wzrokiem na twarz
przyjaciela. Wiedziałem, że się o mnie martwił, ale gdy
próbowałem udawać, że wszystko jest dobrze czułem się jeszcze
gorzej a on wiedział, że kłamię. Więc przestałem. W mojej
głowie po raz setny zacząłem odtwarzać uśmiech blondynki.
-Nathan.- Usłyszałem nad sobą.
Gwałtownie podniosłem głowę. Tyler stał przede mną w krótkich
spodenkach i koszulce. Szybko przywołałem się do porządku.
Odepchnąłem natłok wspomnień.- Idziesz ?
-Gdzie ?- Zapytałem zdezorientowany
a on westchnął.
-Na plaże.- Spojrzałem na bruneta
i pokręciłem przecząco głową.- Nathan ja rozumiem, że tęsknisz,
ale to tylko jeszcze kilka tygodni i znowu się zobaczycie a ty
zachowujesz się jakby odeszła na zawsze.
Obrzuciłem go groźnym spojrzeniem.
-Nie, nic nie rozumiesz. Ani ty…ani
Melisa.- Na chwilę przerwałem.- Jestem zmęczony, ale wy idźcie-
Dodałem kładąc się na swoim łóżku. Tyler głośno westchnął.
Po chwili usłyszałem jego kroki. Zamknął za sobą prawie
niesłyszalnie drzwi. Zerknąłem na zegarek leżący na szafce
nocnej. Dochodziła piętnasta. Kayla powinna być już w domu.
Spojrzałem na telefon.
Nie!
Upomniałem się w myślach. Obiecała,
że zadzwoni zaraz po wylądowaniu. Ponownie opadłem na łóżko i
czekałem.
***
Mama zaczęła machać w moją stronę.
Odwróciłam się tyłem udając, że nie widzę jej nawoływania.
Musiałam spróbować jeszcze raz. Wybrałam numer Nathana i
nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Przepraszamy…-Usłyszałam po raz
kolejny i z westchnieniem się rozłączyłam. Dlaczego nie mogłam
się z nim połączyć ? Nagle ktoś złapał mnie za ramię.
-Kayla.- Mama patrzyła na mnie
swoimi ogromnymi niebieskimi oczami, które po niej odziedziczyłam.-
Taksówka już czeka, musimy wracać.
Przytaknęłam jej ruchem głowy i
złapałam za rączkę swojej walizki. Ostatni raz zerknęłam na
telefon. Po chwili wrzuciłam go do torebki. Spróbuje ponownie za
jakiś czas.
***
Wepchnąłem do ust kolejną
czekoladkę i wygodniej rozsiadłem się na łóżku. Gips nieco mi
to utrudniał, ale nie mogłem narzekać. Przynajmniej miałem
swojego laptopa.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
Szybko go odłożyłem i połknąłem czekoladkę. Do pokoju weszła
mama.
Na mojej twarzy natychmiast pojawił
się ogromny ból.
-Cześć kochanie.- Powiedziała
czułym głosem.
-Mamo, miło cię widzieć.-Jęknąłem.
Podeszła do mnie i poprawiła mi poduszkę.- Dziękuję.
-Jak się czujesz ?- Zapytała
zatroskana. Odpowiedziałem to, co zawsze.
-Nie najlepiej. Noga nadal strasznie
boli.- Pogłaskała mnie po głowie. Musiałem się powstrzymać żeby
nie odepchnąć jej ręki, którą zniszczyła mi fryzurę.
-Lekarze powiedzieli, że dziś
zrobią ci ostatnie badania. Jutro po południu będziesz mógł już
wyjść ze szpitala.- Powiedziała łapiąc mnie za rękę.
Nienawidziłem, kiedy tak robiła. Zachowywała się jakbym umierał
na raka. Miałem ochotę ją wyrzucić.- Myśleliśmy z tatą, co
dalej.
-Co masz na myśli ?- Zapytałem
zbity z tropu.
-Co z dalszym leczeniem.
Zastanawialiśmy się czy nie byłoby dla ciebie lepiej gdybyś
wyzdrowiał w domu.- Na moich ustach pojawił się cień uśmiechu.
Wziąłem głęboki oddech, aby ukryć podekscytowanie.
-I, co zdecydowaliście ?- Starałem
się, aby mój głos brzmiał jeszcze smutniej niż do tej pory.
-Za trzy dni wracamy.- W środku
zacząłem skakać ze szczęścia. Nie udało im się mnie
powstrzymać! Głupia banda…myśleli, że mnie przechytrzą. Kilka
zdjęć i jakieś marne nagranie mnie nie powstrzymają. Tak bardzo
chciałbym zobaczyć ich miny, gdy się dowiedzą. Będą wściekli.
-Nie chcę psuć innym wakacji.-
Skłamałem.
-Ciocia Alice i wujek Mike nie mają
nic przeciwko żeby wrócić trochę szybciej a Melisa, Nathan i
Tyler dowiedzą się dzień wcześniej. Nie będą mieli wyboru.-
Pokiwałem głową na znak zgody.
Myśleliście, że jesteście tacy
sprytni ?
Wiedziałem, że wygram. Ja zawsze
wygrywam.
Dwa dni później
Melisa nerwowo chodziła po pokoju.
Tyler stał oparty o biurko a ja siedziałem na łóżku.
-Jak oni mogą nam to robić ?-
Podniosła głos.
-Jak ja nie lubię tego
dzieciaka...-Mruknął jadowicie Tyler. Patrzyłem na nich w
milczeniu.
-Musimy coś wymyślić.-Powiedziała
brunetka gwałtownie się zatrzymując. Najpierw spojrzała na
Tylera, który kiwnął głową na znak zgody, a potem na mnie.
-Przepraszam, ale wam nie pomogę.-
Odparłem. Dziewczyna westchnęła.- Od wczoraj myślałem czy nie
wrócić szybciej. Nawet, jeżeli wasz plan by się powiódł ja bym
wyjechał.
Mili usiadła obok mnie. Po chwili
dołączył do nas Tyler. Melisa złożyła na jego ramieniu swoją
głowę.
-Czyli jutro wracamy. Udało mu się.
Zepsuł te wakacje.- Szepnęła.
-Według mnie wcale nie. Przeżyliśmy
tutaj sporo fajnych przygód. Ty po raz pierwszy upiłaś się do
nieprzytomności, ja nauczyłem się wielu rzeczy, a Nathan spotkał
kogoś niezwykłego.- Mruknął Tyler głaszcząc Mili po włosach.
Dopiero wtedy to zauważyłem. Moi
najlepsi przyjaciele okazywali sobie…uczucia. Jak mogłem przeoczyć
tak istotny fakt ?
-Stop…-Mruknąłem. Obrzucili mnie
leniwym spojrzeniem.- Czy wy…- Jęknąłem nie wiedząc jak
dokończyć.
-Tak. Daliśmy sobie szansę.-
Odparła Melisa.
Na moich ustach pojawił się pierwszy
szczery uśmiech od kilku dni. Brunetka wplotła rękę w dłoń
Tylera, a mnie wtedy coś zabolało.
***
Mocno pociągnąłem za walizki. Mama
ciągle rozmawiała z kobietą w recepcji. Miałem ochotę podejść
do nich i warknąć czy nie można po prostu wymienić tych
cholernych biletów. Usiadłem na krzesełku obok zakochanych.
-I jak?- Zapytała Melisa.
-Nic nie rusza do przodu. Ciągle
stoimy w martwym punkcie.- Dziewczyna westchnęła. Tak bardzo
chciałem być już w domu.
Wyjąłem z kieszeni bluzy telefon.
Kayla nadal milczała. Schowałem twarz w dłoniach. Nie miałem
pojęcia, co robić. Poczułem na swoim ramieniu delikatny uścisk.
-Nathan…-Szepnęła Mili.
-Zostaw mnie.- Warknąłem. Miałem
dość użalania się nad sobą. Wstałem ze swojego miejsca
zrzucając dłoń dziewczyny. Po raz kolejny podszedłem do recepcji.
-Po prostu wymieńcie te bilety! Czy
jesteście aż tak durni?! Nawet tego nie potraficie zrobić?!
-Nathan!- Krzyknęła mama. Po
chwili znalazł się przy mnie Tyler. Odciągnął mnie od
zszokowanej kobiety. Spojrzałem na niego wściekły i go
odepchnąłem.
-Nie zachowuj się jak kretyn.-
Wysyczał.
-Dajcie mi wszyscy święty
spokój.-Odparłem i zakładając na głowę kaptur ruszyłem w
stronę sklepików znajdujących się na terenie lotniska.
Nie wiedziałem, co się ze mną
dzieje. Miałem ochotę coś rozwalić a potem rozpłakać się jak
dziecko.
____
Od Jemi: Jest krótki ale mi się podoba :)
Rozdział super ;)) czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńMi podoba się tak samo jak tobie, albo i bardziej :P
OdpowiedzUsuńJest na prawdę dobry i nie ma co się rozpisywać.
Teraz moja kolej :)
Świetny <3
OdpowiedzUsuń