czwartek, 6 czerwca 2013

21.Gdybyś wypiła więcej mógłbym ci wmówić, że się przespaliśmy



Melisa


       Czasem zastanawiam się, czy to wszystko ma jakiś sens. Po co tak na prawdę istniejemy na tym świcie? I czy to, że jesteśmy, zmienia coś istotnego.  Może gdybym nie istniała wszystko było by jak zwykle. Blake miałby rodziców dla siebie, Nathan i tak poznał by Kay, a Tyler nie musiał by poznawać co to znaczy ,,starać się’’ i wszystko było by okey. Tylko czy aby na pewno?
   -Księżniczko?- posłałam Jamesowi blady uśmiech, poprawiając się przy tym na niewygodnym stołku.- Co się dzieje?
   -Ostatnio mam małe problemy, ale to nie ważne. James?- chłopak spojrzał na mnie pytająco popijając swojego drinka. – Po co my tak w ogóle tu jesteśmy?- widząc zaskoczone spojrzenie blondyna dodałam- No wiesz… Po co żyjemy skoro i tak nic nie wnosimy?
   -Nie wiem… Ktoś tak sobie wymyślił, że będziemy mieć problemy, troski, że będziemy kochać i być kochanymi. Ktoś tak chciał. Nie koniecznie Bóg.- ostatnie słowa wypowiedział z przekąsem .
    -Czasem myślę, że jestem tu przez przypadek. I w sumie to się zgadza. Jestem tylko wpadką przy pracy.- James zaśmiał się cicho słysząc moje słowa, po czym położył dłoń na mojej i lekko ją potarł.
    -Myślę, że nasi rodzice nigdy nie chcieli by cofnąć czasu i sprawić, by to się nie wydarzyło. Tak miało być. Twoja mama mogła usunąć ciąże, oddać cię do domu dziecka lub po prostu porzucić w szpitalu, ale tego nie zrobiła, a przecież była młoda, głupia… Kochała cię wtedy i kocha cię teraz.- nie miałam ochoty się z nim kłócić, zwłaszcza, że w jego słowach było trochę racji.
    Przeniosłam wzrok z blondyna na tańczącą parę. Oboje byli spięć i smutni, ale oboje też starali się to świetnie zamaskować. Nathan niby to wesoły i pełen energii skakał w koło Kayle jak małpka w koło swojego pana, ale wiedziałam jak cierpi. Kay zaś dobrze nie znała, ale ona i jej smutne oczy mówiły wszystko.
     -Chciałabym by byli szczęśliwi. To nie fair, że życie ułożyło im drogę pod górkę.- wyszeptałam tak cicho, że nawet siedzący obok mnie James nie słyszał moich słów. Kiedy po kilku sekundach spojrzałam w jego stronę, go już nie było. Doskonale bawił się na parkiecie z jakąś ciemnowłosą Włoszką.
   -A ja chciałbym byś dała mi szansę, ale życie niestety jest okrutne.- dobiegł mnie głos po mojej prawej stronie, a po chwili poczułam na swoim udzie czyjąś dłoń. Nerwowo odepchnęła ją i spojrzałam w kierunku mojego rozmówcy. Tyler w opiętej koszulce i włosach lekko rozczochranych robił na mnie jeszcze większe wrażenie niż zazwyczaj.  Nie zgolił swojego dwudniowego zarostu, co moim zdaniem dodało mu tylko uroku.
     -Skąd mam wiedzieć, czy jesteś tego wart? Magie była…- zaczęłam, ale szatyn bezczelnie wszedł mi w zdanie.
    -Magie to wariatka, która nie może pojąć, że jej nie kocham. Rozstałem się z nią wieki temu, a Nathan może o tym poświadczyć. Nadal cierpi i liczy, że do niej wrócę. Posunęła się nawet do przyjazdu tu za mną, bo jest niezrównoważona psychicznie. – oczy chłopaka pociemniały od złości.
   -A jeśli ja kiedyś będę tak przez ciebie cierpieć? Nie chcę być kolejną dziewczyną w twoim zeszycie zdobyczy, nie chcę być kolejną letnia przygodą.- do oczu napłynęły mi łzy rozpaczy. Czemu ciągle musiałam udawać twardą i zimną sukę, skoro tak naprawdę miałam ochotę go uściskać, ucałować i powiedzieć te dwa pieprzone słowa.
    -Nie pozwolę na to. Nie dopuszczę być cierpiała z jakiegokolwiek powodu, a już na pewno nie przeze mnie. Tylko daj mi…- nagle zamilkł, bo nasze oczy się spotkały. Po moich zazwyczaj różowych policzkach spływały łzy, zagryzałam nerwowo wargę czekając aż w końcu wyduka z siebie słowa na które cały czas czekałam, ale to nie nastąpiło. Zamiast tego jego dłonie starły w mojej twarzy łzy, a usta ucałowały moje czoło jak ojciec całujący swoje jedyne dziecko.
   -Nie płacz głuptasie.- wyszeptał przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej. Kiedy tak do niego się tuliłam zdążyłam zauważyć, że Kay i Nathan gdzieś znikli. Uśmiechnęłam się pod nosem, głęboko oddychając i napawając się zapachem perfum Tylera.
   -Wracajmy do domu…- wyszeptałam, lekko się od niego odsuwając. Miałam dość wrażeń na jeden wieczór. Pożegnałam się z Jamesem i rozglądając się raz jeszcze w poszukiwaniu moich przyjaciół wyszłam w towarzystwie Tylera z klubu.

***

       Oblizałam spierzchnięte wargi i wpatrując się w biały sufit poprawiłam poduszkę pod głową. Leżałam już tak od godziny myśląc nad wszystkim i nad niczym. Moim głównym problemem była Kay i jej wyjazd. Nie mogłam przeboleć, że więcej jej nie zobaczę, a będę musiała pocieszać Nathana, który i tak nie będzie umiał bez niej żyć. Kiedyś ktoś mi powiedział, że miłość jest widoczna nie w słowach, nie gestach czy czynach tylko twarzy. To twarz człowieka, jego spojrzenie, to jak patrzy… To mówi wszystko. Zastanawiało mnie tylko, czy ja tak samo patrzę na Tylera.
   -Przyszło śniadanie!- wydarł się do ktoś po drugiej stronie drzwi, po czym te uderzyły o ścianę pokoju. Lekko przestraszona poderwałam się i szczelniej okryłam kołdrą.
    -Co ty masz na sobie?- spytałam zniesmaczona widokiem szatyna w samych bokserkach w misie z tacą w dłoni.- Jeszcze ktoś sobie pomyślę, że robimy tu jakieś…- brak odpowiedniego słowa ukrócił nieco mój wykład.
    -Sprośne rzeczy? Mamy piątą rano. Jeszcze wszyscy śpią.- Tyler zaśmiał się jak to miał w zwyczaju po czym zamknął drzwi kopnięciem, a tacę postawił na stoliku.- Ile wczoraj wypiłaś?- spytał szatyn wlewając w siebie piwo z butelki, które wyciągnął sobie z barku.
   -Nie wiele. Może dwa drinki, a co?- zaciekawiło mnie jego pytanie i to jaką będzie miał odpowiedź.
   -Szkoda… Gdybyś wypiła więcej mógłbym ci wmówić, że się przespaliśmy.- po tych słowach wybuchłam gromkim śmiechem całkiem zapominając o tym, że jest całkiem wcześnie.
  -I ubrać też byś mnie ubrał? Nie sądzę byś wiedział jak się zakłada stanik.- odparłam kiedy udało mi się uspokoić i złapać w dłoń kawałek świeżego pieczywa.
    -Możemy się przekonać, tylko pierw musisz go z siebie zdjąć.- widząc moją złą minę chłopak wytknął mi język i zasiadł na drugim krańcu łóżka. Przez kilka chwil siedzieliśmy w ciszy. On popijał swoje poranne piwo, a ja rozkoszowałam się smakiem herbaty z cytryną i chleba prosto z piekarni na rogu.
    -Nathan nie wrócił na noc. – nie zaskoczyły mnie te słowo. Po prostu przytaknęłam chłopakowi na znak zrozumienia. Nie spodziewałam się by wrócił wcześniej niż po dziewiątej, czyli po wylocie samolotu Kay.- Czemu ostatnio ciągle jesteś smutna? Nie mogę cię rozgryźć. Ciągle tylko płaczesz i się czymś zamartwiasz.
   -A co mam robić? Mój brat jest w szpitalu, moja przyjaciółka wraca do domu, rodzice mają mnie w dupie, a ty… Niedawno jeszcze miałam z tobą zawrót głowy. Jak tu się nie zamartwiać?- odparłam opierając się do ramę łóżka i cicho wzdychając.
   -Może uda nam się rozwiązać jakoś te nasze problemy.- zaskoczona spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka.
    -Nasze? Od kiedy moje problemy są też twoimi?- spytałam bawiąc się palcami u rąk.
   -Od kiedy dałaś mi szansę.- wychrypiał Tyler przechodząc na czworaka po łóżku w moją stronę. W końcu dotarł i nachylił się nade mną. Usta lekko rozchylił jakby czekał aż dam mu znak, aż się zgodzę.
   -Pocałuj mnie.- wyszeptałam prosto w jego usta, a już po dosłownie ułamku sekundy nasze języki splotły się z sobą. Bez zastanowienia odwzajemniłam pocałunek i dopiero teraz poczułam prawdziwe szczęście, tak wielkie, że gdybym miała je przelać na papier udało by mi się napisać wszystkie możliwe książki w wszystkich możliwych językach tego świata.

***

   -Jak to?!- wrzasnęłam mocniej zaciskając dłoń na przedramieniu Tylera, który akurat stał obok.
   -Nie możecie nam tego robić! To są nasze wakacje!- dorzucił od siebie Natha, który tak właściwie miał to gdzieś, ale i tak chciał mi pomóc. Teraz kiedy wyjechała Kay stał się jakiś nieobecny i wycofany.
   -Możemy. Jutro wyjeżdżamy do domu. Blake potrzebuje spokoju i ciszy.- zatkało mnie wręcz. Słowa mamy były dla mnie jak noże. Wszystko przez mojego kochanego braciszka. Ciocia Alice w stu procentach popierała mamę i tatę, za to wujek Mike był nieco sceptycznie nastawiony do wyjazdu. W końcu to był nasz wolny czas i czemu mieliśmy z niego rezygnować ze względu na mojego młodszego brata?.

_______
Od Akwamaryn:  Po dość długiej przerwie pojawia się kolejny rozdział. Nie miałam na niego w ogóle pomysłu i dopiero kiedy usiadłam i się zmobilizowałam to udało mi się coś wyskrobać. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i dotrwaliście do końca rozdziału;)

Od Jemi: Tak, jak widzicie rozdziały pojawiają się coraz rzadziej... nie wynika to z braku pomysłów. Razem z Akwamaryn skarżymy się na brak czasu (Ja również na brak weny). Mogę was zapewnić, że już niedługo rozdziały zaczną pojawiać się regularnie ;)
Dziękujemy, że mimo wszystko z nami jesteście :)