piątek, 28 września 2012

1.-Jesteście walnięci! Dwaj debile się spotkali!


Melisa...


                        Słońce pięknie świeciło na niebie, co uświadomiło mnie, że tak na prawdę wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Pozostał ostatni tydzień i znów rozpoczną się wyjazdy na plażę, do miasta z przyjaciółmi i szalone maratony nocne u Nathana.  
   Spojrzałam na swoje nowiutkie adidasy. Niestety, ale długo nie mogłam się cieszyć ich bielą, bo oczywiście Nath musiał mi po nich przemaszerować z samego rana i wybrudzić. 
  -Oj już dobrze Misiu. Mamusia kupi ci nowe.- posłałam mu złe spojrzenie i uderzyłam do w ramię. Był taki... Arogancki, a mimo to dziewczyny lgnęły do niego jak ćma do światła. Wiem. Był przystojny, nawet inteligentny no i zabawny, ale żeby za nim latać... Przyjaźniliśmy się od zawsze. Mama mi opowiadała, że kiedyś nawet kąpaliśmy się razem i spaliśmy w jednym łóżku, a kiedy go nie było blisko to płakałam i waliłam nogami w podłogę.
   - To nie... Nie ważne idioto.- powiedziałam, kiedy zabrakło mi słów. Zawsze go wyzywałam gdy nie wiedziałam jak mu  dogryźć. 
    -Zrywamy się dzisiaj z lekcji z kumplem. Idziesz z nami?- spojrzałam na niego jak na wariata. Czy on się mnie pytał czy ja ucieknę? 
    - No nie wiem...- zaczęłam. Nie należałam do kujonów, ale nie byłam też złą dziewczynką. Niektórzy mówili, że mam to po mamie, inni że tata dobrze mnie wytrenował. Co prawda był surowy, ale nie uznała bym moich stopni i stu procentowej frekwencji za jego zasługę.
    -Mili daj sobie na luz. Nie musisz co roku być taką idealną prymuską. Chyba nie zaszkodzi jeśli raz uciekniesz z lekcji, zwłaszcza, że mamy koniec roku i nikt nie sprawdza obecności tak na prawdę.- skąd on niby to wiedział. Zawsze przez ostatni tydzień szkoły nie zjawiał się na lekcjach. Niby to był chory, a tak na prawdę przesiadywał w swoi ,,cichym zakątku''. Nigdy mi nie przedstawił tego swojego ,,kumpla'', nie było okazji.  Choćby z tego względu nie chciałam tam iść. Wolałam nie wiedzieć, który to z chłopaków od nas z szkoły jest jego przyjacielem. Czemu? To proste. Wiedziałam, że on ma swoich znajomych, ja mam swoich. Nie potrzebowałam sztucznych przyjaźni, którą musiałabym nawiązać.
   -Dobra, ale tylko ten raz...- wyszeptałam i poczułam jak brunet łapie mnie za ramiona by po chwili przysunąć na swojej klatki piersiowej .- Zwariowałeś?- spytałam cicho się śmiejąc.
   -To ta wariatka. No wiesz... Rozpowiada wszystkim w szkole, że jesteśmy parą.- wyszeptał mi do ucha. Rozejrzałam się w koło, a widząc po drugiej strony chodnika Elizę, wyciągnęłam dłoń by jej pomachać, ale Nathan sprawnie ją złapał i zacisnął w swoim uścisku.
   -Tak, tak... Kojarzę ją. To ona ostatnio podeszła do mnie i powiedziała, że mam się od ciebie trzymać z daleka, bo mi urwie głowę prawda? Nie mylę się?- powiedziałam mrużąc wojowniczo oczy kiedy ta spojrzała w moim kierunku. Blondynka spiorunowała mnie wzrokiem po czym przeniosła go na mojego przyjaciela i słodko się uśmiechnęła. Cicho się zaśmiałam widząc jak idzie w naszym kierunku. Zapowiadała się niezła kłótnia i to ze mną w roli głównej. Już się szykowałam by jej powiedzieć jaka to jest paskudna i że powinna zerknąć w lustro zanim wyjdzie z domu, ale Nath mnie powstrzymał ciągnąc mnie w stronę lasu.
   -Tak, to ona. Nie prowokuj jej bo jeszcze będziesz mieć kłopoty.- powiedział puszczając mnie. Założyłam ręce na piersi i zatrzymałam się patrząc na niego wyczekująco. - Rusz się, ona tu idzie.- powiedział patrząc na mnie błagalnie. Pragnęłam roześmiać się głośno, ale musiałam się opanować. Zrobiłam poważną minę i spojrzałam w niebo, by sprowokować chłopaka. - Ugh... Zawsze musi być twoje na wierzchu? Dobra. Przepraszam, wiem że jesteś wystarczająco silna i inteligentna by ją zmieść z powierzchni ziemi. Błagam cię! Chodź!- krzyknął podbiegając i ciągnąc mnie za rękę w las.
   On zawsze wiedział jak mnie przekonać. Miał już w pamięci wyryte słowa, które przyjmowałam jako przeprosiny.
    Miałam dobrą kondycję, ale mimo to brunet był ode mnie szybszy. Dobiegliśmy do miejsca po kilku minutach. Było to miejsce nad przepaścią.  Nad nią wisiała lina, a w dole płynęła rzeka. Nie wiedziałam, że takie miejsce istnieje w tym mieście, ale to raczej nie był sen. Na skraju siedział szatyn. Rzucał kamieniami w przepaść, a pod nosem coś podśpiewywał. Wzięłam głęboki wdech w momencie, kiedy ten obrócił się w naszą stronę. Od razu go poznałam. Chodził do klasy wyżej i raczej nie zwracał uwagi na młodsze roczniki.  Zdziwiłam się, że mają tak bliskie stosunki kiedy wstał i podał Nathanowi dłoń. Na mnie spojrzał podejrzliwie po czym się uśmiechnął. On się do mnie uśmiechnął!
   Może i zachowywałam się jak wariatka, ale był u nas w szkole na pierwszym miejscu w rankingu ,,ciach''.
  Tyler Allen. Dziewczyny wymawiały to imię i nazwisko wręcz z czcią. Był jak... Jak Bóg.
  -Jestem...- zaczął, ale mimowolnie weszłam mu w słowo.
  -Tyler.- dokończyłam za niego, a ten spojrzał na mnie z uniesioną brwią i rozbawieniem na twarzy. Poczułam jak się czerwienię. Jak miałam wytłumaczyć, że znam jego imię? Nasza szkoła była ogromna, wręcz gigantyczna, tysiące uczniów, a ja znałam akurat jego imię. Zwłaszcza, że ani razu nie zamienił ze mną słowa. - Widziałam twoją kandydaturę na przewodniczącego samorządu.- wypaliłam jak z armaty. Tylko to przyszło mi do głowy w tym momencie.
   -Okey ty znasz mnie, ale ja nie znam twojego.- powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Nathan cicho pogwizdywał oczekując aż moment przedstawiania się zakończy i będzie mógł się zabawić. Byłam ciekawa co takiego oni robili tu całe dnie.
   - Melisa, ale wszyscy mówią mi Mili.- powiedziałam, a czując w gardle suchość cicho kaszlnęłam.
   -Super! Mamy to za sobą, a teraz oprowadźmy Melisę po naszej dżungli.- powiedział uradowany Nath i przerzucił swoją rękę na mojej szyi.


***


                Zamrugałam zmęczona i usiadłam na brzegu rzeki. Widziałam już chyba wszystko co można było zobaczyć w tym lesie, a oni mówili, że to dopiero początek atrakcji.  Pokazali mi błotnistą drogę, w którą oczywiście weszłam za nimi. Od razu tego pożałowałam. Błota było po kolana, a ja moje nowiutkie buty mogłam wyrzucić już do kosza. Wiedziałam, że w domu dostanę po głowie od taty, ale nie za buty, a za to, że dałam się namówić Nathanowi na jak on to mówi...,, Małpie szaleństwa''. Sam nie był lepszy. Jak był młody to robił głupie rzeczy, ale ja już byłam za młoda na zabawę. był strasznie zaborczy, a mama tylko go broniła. Mówiła, że mnie kocha i jest nadopiekuńczy, że jestem jego oczkiem w głowie. Może miała rację, ale ja też potrzebowałam wolności. 
    Zdjęłam buty z stóp i przechyliłam je odwrotnie, by choć część błota spłynęła. Z stóp zdjęłam skarpetki, a nogawki spodni podwinęłam. Chłopcy kąpali się w rzece, a właściwie to szaleli. Podeszłam do wody by umyć stopy i twarz, bo oczywiście na błotnistej drodze nie obyło się bez rzucania błotem. Oni byli tacy dziecinni...
   -Mili właź do nas!- wrzasnął Nathan z środka rzeki. Pokiwałam tylko przecząco głową. W porównaniu do nich wolałam nie być chora w wakacje. 
   -Nie bądź cykor Misiu!- krzyknął Tyler, a ja spojrzałam wściekła na Natha. Miał nikomu nie mówić o moim przezwisku. Jak byłam mała dzieciaki wołały tak na mnie, bo byłam wręcz kulką. Zła wyszłam z wody i wróciłam na swoje miejsce na kamieniu. 
   - Nic mu nie powiedziałem!- odezwał się brunet wychodząc z wody. Cicho prychnęłam, opierając głowę na dłoniach i przyglądając się trawie.
   -Jesteś stra..- zaczęłam, ale przerwał mi strzał za plecami. Przerażona podskoczyłam i wstałam z miejsca lgnąc całym ciałem do przyjaciela. Kolejny strzał.
   -To kłusownik. Lepiej się zmywajmy.- wychrypiał Tyler wciskając się w spodnie, a koszulkę przekładając sobie przez ramię. Złapałam w ręce moje zniszczone do cna buty, kiedy rozległ się kolejny strzał, a zraz potem ryk jakiegoś zwierzęcia.
   -Przecież nas nie zastrzeli.- powiedziałam wystraszona. Chłopaki wyglądali na rozbawionych tą sytuacją, choć to oni kazali nam uciekać gdzie pieprz rośnie.
   -Wiesz, nie wszyscy mają tak rewelacyjny wzrok jak ty.- powiedział Nathan, a ja dorównałam im kroku. Czy on sugerował, że kłusownik może nas postrzelić całkiem przypadkiem? 
   Szliśmy dość długo w ciszy i kiedy już myślałam, że nikogo nie ma zza krzaków wyskoczył pies. Wystraszona przylgnęłam do jednego z drzew, a chłopcy tylko się zaśmiali. Robiłam tu chyba za klauna, jak na ostatnim obiedzie rodzinnym. Miałam jednak nadzieję, ze i tym razem szczęście odwróci się od moich towarzyszy.
     - Z czego się śmiejecie głupki?!- krzyknęłam, ale kiedy pies szczeknął zamilkłam raptownie. Oddech mi przyspieszył kiedy zwierzę zaczęło mnie obwąchiwać. Byłam przerażona, a ci tylko się chichrali jak jacyś idioci. Przecież ten pies mógł mieć wściekliznę, a jak nawet nie to mógł mnie ugryźć. Może na prawdę byłam przewrażliwiona? Zamknęłam oczy biorąc kilka głębokich wdechów. Usłyszałam szelest liści i łamane gałęzie, a kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam na przeciwko mnie starszego mężczyznę z siwymi włosami na głowie i z blizną na policzku. Uśmiechał się do mnie, ale kiedy spojrzał na chłopaków jakby spoważniał. Wydawał się nie być zadowolony naszą wizytą w tym lesie, ale przecież to był obiekt państwowy, mieliśmy prawo tu przebywać.
    -Co tu robicie smarkacze?- spytał mrużąc oczy i mierząc nas wszystkich po kolei wzrokiem.
   - Bawimy się proszę pana.- odezwał się Tyler całkowicie poważnie. Pies przestał szczekać i mnie obwąchiwać, a zamiast tego powędrował gdzieś za moje plecy. Bałam się obrócić bo myślałam, że jak spuszczę starca z oczu to strzeli mi w łeb z tego ustrojstwa, które miał w ręce.
    -Bez takich. Jeszcze raz was tu zobaczę to mój Rex nie będzie taki miły. Każę mu was zjeść na śniadanie. Jeszcze tego brakowało, by jakieś dzieciaki szlajały się po lesie, kiedy powinny być w szkole.- odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam, że Nathan nadal się uśmiecha. Czy oni byli jacyś walnięci?
   - Zeszliśmy na złą drogę prze pana... Potrzebujemy jedzenia, a tylko tu są jagody.- powiedział Tyler całkiem serio.
   -Nie chcę was tu widzieć. Zejdźcie mi z oczu.- wychrypiał mężczyzna i pogonił nas strzelbą. Kiedy tylko znaleźliśmy się w odpowiedniej odległości chłopaki wybuchli śmiechem. Nath wręcz padł na ziemię wijąc się, a z oczy Tylera płynęły łzy śmiechu.
   -Czy wy jesteście jacyś nienormalni?! Całkiem wam rozum odebrało?!- wrzasnęłam, ale ci chyba mnie nie słuchali, bo nadal śmiali się w niebo głosy.
   -To był mój dziadek, ale ma sklerozę jak cholera... Nawet nie pamięta mojego imienia.  Jest chory na głowę. Hah... Szkoda, że nie widziałaś swojej miny.- powiedział szatyn i znów się roześmiał. Jak mogłam dać się tak nabrać, tym idiotom. Zdenerwowana ruszyłam w stronę, jak mi się zdawało, wyjścia z tego lasu.
   -Jeśli chcesz się stąd wydostać to na prawo, a nie na lewo Misiu.- odezwał się brunet.
   -Jesteście walnięci! Dwaj debile się spotkali! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam zmieniając kierunek.

____
Od Akwamaryn: Jest;) Myślę, że jest całkiem niezły. Pisałam go na jednym wydechu, ale myślałam, że wyjdzie dłuższy i lepszy. Nie jest za nudno, ale dużo też się nie dzieje.
Dedykacja: Dla Jemi;) Też cię kocham wariatko<3 hah...

sobota, 22 września 2012

Prolog



                                                     Nathan


            Leżałem spokojnie na łóżku z założonymi dłońmi na głowie słuchając muzyki gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Zdziwiony wstałem i wyłączyłem muzykę. Podszedłem do drzwi aby je otworzyć. W progu mojego pokoju z pięścią w górze stała moja matka. Uśmiechnąłem się do niej najpiękniej jak potrafiłem. Tylko w ten sposób mogłem się uchronić przed jej gniewem. Sprawdzony sposób.
   -Boże ! Wołam cię chyba już z dziesięć minut żebyś zszedł na dół i mi pomógł.- Spojrzałem na nią dziwnie. Nic nie słyszałem.
   -Wołałaś mnie ?- Zapytałem a ta mnie uderzyła lekko w ramię cicho się zaśmiałem. Uwielbiałem ją drażnić. Co jak co ale z mamą miałem całkiem dobry kontakt. Zawsze mnie rozumiała.
   -Gdybyś ciszej słuchał tego co nazywasz muzyką nie musiałabym zdzierać gardła.- Odparła zła.
   -Z tego co wiem ty też lubisz ten zespół.- Mruknąłem. Westchnęła.
   -Natychmiast na dół. Zaraz przyjedzie Miles i Carmen a w domu jeszcze nic nie gotowe.- Warknęła. Ruszyliśmy w stronę schodów.- Za kim ty taki jesteś to ja nie wiem…- Powiedziała cicho.
   -Za tobą.- Odpowiedziałem. Obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem. Podniosłem ręce do góry w geście poddania.- Mnie jeszcze z komisariatu rodzicie nie musieli odbierać.- Wyraz jej twarzy złagodniał. W młodości razem z wujkiem Milesem nieźle rozrabiali. Dziadkowie zawsze mówili ,że nie wiedzieli czego się po nich spodziewać.
   -Właśnie…jeszcze.- Dodała a gdy otworzyłem usta aby jej coś odpowiedzieć ona na mnie spojrzała z uśmiechem.
   -No racja.- Wybuchnąłem śmiechem. Gdy szedłem po talerze do kuchni usłyszałem jeszcze jak wzdycha. Wzruszyłem ramionami i zacząłem je rozkładać na stole w jadalni.


                                                                        ***


            Głośno się roześmiałem i spojrzałem na załamaną Melisę. Zakryła twarz dłońmi.
   -Boże…tato przestań.- Jęknęła.
   -No ale taka jest prawda !- Powiedział a wszyscy się zaśmiali.
   -To było okropne…- Szepnęła delikatnie się uśmiechając. Wokół stołu krążyło zdjęcie Mili z jednego z przedstawień w szkole w którym uczestniczyła mając dwanaście lat. Grała księżyc. Miała na sobie ogromny biały kostium.
   -Byłaś taka słodka…- Mruknęła ciocia Carmen na co wybuchnąłem jeszcze głośniejszym śmiechem. Melisa obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem.
   -Nie śmiej się ! Ty grałeś grzyba !- Powiedziała wesoło na co wszyscy zareagowali z entuzjazmem.
   -Chyba mam jeszcze gdzieś zdjęcia…- Powiedziała mama i złośliwie na mnie spojrzała. Mściła się za sytuacje sprzed rodzinnego obiadu.
   -Nie… mamo proszę…nie rób mi tego.- Tym razem to ja jęknąłem zawstydzony.
   -A ja bym chciał zobaczyć !- Nagle zabrał głos Blake.  
   -Zabiję cię młody…- Powiedziałem rzucając w niego zgniecioną serwetką. Mama po chwili wróciła ze zdjęciem a ja położyłem głowę na stolę udając ,że jestem załamany. Słyszałem ich radosne śmiechy i wymiany zdań.
   -Jaki podobny do tatusia !- Krzyknął tata na co wszyscy zareagowali śmiechem.
Uśmiechnąłem się.
Mam rodzinę wariatów…


_____
Od Jemi: A więc zaczynamy tym radosnym akcentem :D W prologu nie dzieje się za dużo :) Mimo to mi się podoba :) Tak bardzo cieszę się na tego bloga :D
No to czekamy na jedynkę Akwamaryn !
Informacja: Przypominam o możliwości informowania o nowych notkach :) Jeżeli ktoś chce dostawać powiadomienia to proszę zostawić swój numer gg w komentarzu pod tym postem :)

Postacie:


Melisa Maraqui ( 18 lat)

,, Świat jest bardziej kolorowy, kiedy nie zamartwiamy się mało ważnymi sprawami''
( Akwamaryn)



Blake Maraqui ( 16 lat)

,, Pnij się w górę, tak długo jak dasz radę i nich nawet rodzina nie stanie ci na drodze do celu''




Tyler Allen ( 19 lat)

,, Zanim ocenisz kogoś, spójrz na siebie i spytaj samego siebie, czy znasz go na tyle dobrze co swoje wnętrze.''



Nathan Simpson (18 lat) 

,, Żyjemy po to aby umrzeć więc korzystajmy z wszystkich uroków istnienia. "
(Jemi)

____
Od Akwamaryn: Juhuu! Zaczynamy po raz kolejny, kolejne opowiadanie. Co tu dużo mówić;) Myślę, że wam się spodoba. Znów wracamy do tradycyjnego pisania, nic zmyślnego, prawdziwe życie i prawdziwe historie;) To chyba wychodzi nam najlepiej. Myślę, że was nie zawiedziemy. Już nie mogę się doczekać pisania. Po prostu rozpiera mnie energia!

Od Jemi: Ja oczywiście podobnie jak Akwamaryn jestem podekscytowana tym blogiem ,ponieważ jest to kontynuacja naszego poprzedniego który jest moim ulubionym :D
Mamy mnóstwo pomysłów a więc będzie się działo ! :) Cieszę się ,że wróciłyśmy do tej historii ! :D
No to lecimy ! haha :)

Informacja: Przypominam ,że informuje o nowych rozdziałach przez gg :) Jeżeli ktoś chce otrzymywać powiadomienia to proszę o zostawienie swojego numeru gg w komentarzu pod tym postem :) (Jemi:))

Drugie Pokolenie !

            Jak zapewne się już domyślacie ten blog będzie drugą częścią poprzedniego :) Po tytule posta można się już wszystkiego domyślić :D
Jeżeli czytałaś/eś nasze blogi poprzednio to wiesz ,że najtrudniej było nam się rozstać z historią o Carmen i Alice :) A więc postanowiłyśmy się z nim nie żegnać !
Razem z Akwamaryn zdecydowałyśmy iż napiszemy o drugim pokoleniu naszych bohaterów i będziemy kontynuować tą historię ! :D
Jeżeli kochałaś/eś Wszystko zaczyna się od niczego... to ten blog jest właśnie dla ciebie ! :)

Ale spokojnie :) Jeżeli nie czytałeś tamtego opowiadania w tym i tak się odnajdziesz :)
A więc mamy nadzieję ,że będziecie czytać to co piszemy i w miarę możliwości komentować bo to wszystko robimy właśnie dla was ! :) Najlepszych czytelników pod słońcem :*


                                                                                                                            Wasza Jemi :)