sobota, 11 maja 2013

20. Jeżeli znalazłeś szczęście to je złap i trzymaj, nie bądź kretynem.


Nathan



            Delikatnie objąłem ciocię Carmen ramieniem. Ta natychmiast wtuliła się w moje ramiona i głośno zaszlochała. Pogłaskałem ją delikatnie po plecach. Po chwili poczułem delikatny dotyk kobiecej ręki na swoim ramieniu. Mama wskazała mi głową na Melisę która stała sama pod białą ścianą. Wypuściłem więc ciocię z rąk, natychmiast zastąpiła mnie mama ,a ja podszedłem do smutnej brunetki.
   -Wiesz, że do ciebie dzwoniłem ?- Zapytałem patrząc na jej opuszczoną głowę. Ta nią tylko pokiwała nadal wpatrując się we własne ręce.- Martwiłem się.
Usłyszałem ciche prychnięcie.
Westchnąłem.
   -Melisa…- Zacząłem. Wtedy podniosła głowę. Miała zaczerwienione od płaczu oczy a po jej policzku płynęła kolejna łza.
   -Co ?- Zapytała oschle. Byłem zaskoczony do tego stopnia, że nie wiedziałem co mogę jej odpowiedzieć. Już bardzo dawno nie widziałem płaczącej Melisy. Zawsze wydawała mi się niezwykle twarda. Miała gdzieś co myślą o niej ludzie.
   -Ja…-Ciszę przerwał głośny wybuch płaczu cioci Carmen. Spojrzałem w tamtą stronę. Tata i wujek Miles wrócili od lekarza. Przekazywali wszystkie informacje które poznali o stanie Blake.
   -Właśnie o tym mówię...ale nigdy nic się nie zmienia. Mogłabym zniknąć a oni nawet by nie zauważyli.- Wychrypiała płacząc. Wyminęła mnie i ruszyła do wyjścia ze szpitala. Ostatni raz spojrzałem na stojącą nieopodal rodzinę i zdałem sobie sprawę, że Mili ma zupełną racje.
Blake został potrącony. Na pierwszy rzut oka miał trochę niewielkich ran i otarć. Jednak po przyjeździe karetki ratownicy medyczni stwierdzili dodatkowo złamanie nogi w piszczelu.
Oni zachowywali się jakby umierał. Z politowaniem pokręciłem głową i ruszyłem za dziewczyną. Gdy tylko wybiegłem z budynku zacząłem szukać wzrokiem niewielkiej postaci.
   -Melisa !- Krzyknąłem pełnym głosem. Odpowiedziała mi zupełna cisza.- Błagam cię ! Mili !!- Krzyknąłem po raz drugi. Nagle dostrzegłem ją w ciemności na chodniku. Siedziała z ukrytą twarzą w dłoniach. Szybko do niej podbiegłem.
   -Ja mam dość Nathan…mam po prostu dość…- Szeptała gdy pomagałem jej wstać. Była tak roztrzęsiona, że ledwo trzymała się na nogach. Wziąłem ją na ręce.
   -Zabiorę cię tam gdzie nie ma zmartwień.- Mruknąłem pozwalając jej się we mnie wtulić.-Nie płacz już, proszę…oni nie są warci twoich łez.
Głośno pociągnęła nosem. Zatrzymałem się przy samochodzie i sprawnie otworzyłem drzwiczki od strony pasażera. Delikatnie włożyłem ją do środka i zapiąłem pas. Zająłem miejsce kierowcy.
   -Zabieramy się stąd.- Powiedziałem i ostro ruszyłem przed siebie. Parking przy szpitalu opuściłem z piskiem opon.
            Fale z głośnym szumem uderzały o niewielkie skały zalewając raz za razem brzeg. Poczułem ciepły policzek brunetki na swoim ramieniu. Mocniej objąłem ją ramieniem jednocześnie przykrywając kocem. Dziękowałem swojemu lenistwu za pozostawienie koca w samochodzie jeszcze po pikniku z Kaylą.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
Zaraz po przyjeździe na plażę pozwoliłem jej się wypłakać i wyżalić. Cierpliwie słuchałem tego co mówiła przyjmując na swoje barki cały ciężar który do tej pory musiała nosić sama. Na samym początku krzyczała, potem mówiła spokojnym głosem który oznaczał akceptację, na końcu szeptała wypowiadając każde słowo z bólem.
A ja ciągle głaskałem jej plecy, ramie lub dłoń. W takim momencie mogłem jej dać tylko swoją obecność. Poświęcić jej swój czas.
Bolało ją serce. Nienawidziła i kochała jednocześnie.
Tylera.
Rodziców.
Było jej źle. Czuła się samotna.
Pocałowałem ją w głowę. Ta smutno się uśmiechnęła.
   -Cieszę się, że cię mam.- Mruknęła. Obdarowałem ją ciepłym uśmiechem. Teraz nic innego się nie liczyło. 


*** 


            Wolno otworzyłem powieki. Przetarłem oczy i z westchnieniem podniosłem się do pozycji siedzącej. Spojrzałem w prawo, pewny, że dostrzegę śpiącego Tylera. Jednak jego łóżko było puste. Zdziwiony stwierdziłem, że również było pościelone, co znaczyło tylko jedno: Tyler nie wrócił do hotelu na noc.
Opadłem na łóżko. Byłem wykończony, od kilku dni się nie wysypiałem. Zamknąłem oczy mając nadzieję, że zasnę jeszcze choć na chwilę.
Nagle mój telefon zaczął głośno wibrować. Wydałem z siebie pomruk niezadowolenia i sięgnąłem po komórkę. Gdy na wyświetlaczu dostrzegłem uśmiechniętą Kayle automatycznie sam przybrałem taki wyraz twarzy. Szybko odebrałem.
   -Hej Kotek.- Mruknąłem męsko. Wtedy usłyszałem jej ciepły śmiech.
   -Oj Nathan…-Westchnęła uroczo. Na moich ustach pojawił się ogromny banan.
   -Wybacz, że się ostatnio nie odzywałem ale miałem tu niezły bałagan.-Powiedziałem już poważnie.
   -Nic się nie stało. Rozumiem cię. W takim razie może spotkamy się dziś wieczorem ?- Zapytała. Spojrzałem na zegarek. Była czwarta po południu.
   -O której po ciebie wpaść ?- Kay chwilkę się zastanowiła.
   -Tak około osiemnastej ? Pójdziemy na krótki spacer i porozmawiamy… Później może byśmy pojechali wszyscy razem na jakąś imprezę ? Co ty na to ?- Nieco zaskoczony mruknąłem coś niezrozumiałego.
   -Tak, dobry pomysł.- Poprawiłem się natychmiast.- Kayla ? Wszystko dobrze ?
Po drugiej stronie zapanowała kompletna cisza. Poczułem coś dziwnego…to był strach.
   -Tak.- Odparła po dłuższym czasie.- Ale muszę z tobą porozmawiać.
   -Kay…-Zacząłem ale ta szybko mi przerwała.
   -Wybacz, muszę kończyć. Będę na ciebie czekać.- Dodała i się rozłączyła. Zdziwiony podniosłem się do pozycji siedzącej.
Co tu się do cholery dzieje ?


***


            Założyłem na siebie czarną koszulkę i przeczesałem ręką włosy. Nagle drzwi się otworzyły. W progu stał Tyler. Spojrzał na mnie niepewnie jakby nie był pewien czy może wejść. Wręcz niezauważalnie przytaknąłem mu ruchem głowy. Powoli wszedł do pokoju. Zdjął koszulkę i usiadł na swoim łóżku.
   -Byłem u niej.- Mruknął.- Wczoraj.- Nawet na niego nie spojrzałem.- Bo zdałem sobie sprawę, że Mili jest inna niż wszystkie te panienki z którymi dotąd sypiałem. Jest wyjątkowa i mi na niej zależy. Nie wiem co do niej czuje bo chyba nigdy nie kochałem… Dopiero się tego wszystkiego uczę.
Spojrzałem na przyjaciela.
   -Kazała mi zjeżdżać. Powiedziała, że to zły moment.- Podszedłem do niego i poklepałem go po ramieniu.
   -Wiem, że w tym momencie jesteś szczery i wierzę w to co mówisz. Melisa ma teraz trudniejszy okres…bądź przy niej. To wystarczy. Kiedy to minie spróbuj jeszcze raz.- Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiającą. Ten wstał i przytulił mnie po męsku.
   -Dzięki. Wybacz, że jestem debilem.- Spojrzałem na niego jak na idiotę a ten się wyszczerzył.
   -Ale powiedz mi gdzie ty spałeś przez ten czas ?!- Zapytałem. Ten złapał mnie za ramię i z powagą na mnie spojrzał.
   -Nie chcesz wiedzieć.- Mruknął tajemniczo. Podniosłem ręce do góry w geście poddania.
   -Ale wiesz co…- Tyler spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.-…śmierdzisz stary, idź się wykąp.- Powiedziałem rzucając w niego ręcznikiem. Głośno się zaśmialiśmy.
   -A co z Blakem ?- Zapytał juz poważnie. Machnąłem ręką.
   -Nic takiego. Próbował zwiać i jakiś pijany kierowca go potrącił. Coś tam tylko złamał. Nic takiego.- Ten pokiwał ze zrozumieniem głową.
   -Wychodzisz z Kay ?- Zapytał.
   -Tak ale chcemy iść potem na jakąś imprezę. Namów Melisę i pójdziemy we czwórkę.
   -Postaram się.- Powiedział z delikatnym uśmiechem na ustach.- Idź już.
   -Idę, idę.
            Spojrzałem na blondynkę.
   -Kay…-Mruknąłem. Nawet nie podniosła głowy. Uporczywie wpatrywała się we własne ręce. Delikatnie złapałem ją za podbródek i podniosłem jej twarz. Tym samym zmusiłem ją do patrzenia prosto w moje oczy.
Po jej policzku spłynęła łza. Natychmiast ją do siebie przytuliłem.
   -Ej…maleńka, co się dzieje ?- Szepnąłem głaszcząc ją po ramieniu.
   -Ja…ja jutro wracam do domu Nathan.- Moje ramiona opadły. Nie miałem pojęcia co powiedzieć.
   -Ale jak ? Dlaczego ? Tak nagle ?- Nie mogłem przestać zadawać pytań.
   -Rodzice podjęli decyzje o wyjeździe wczoraj rano. Musimy wracać bo w firmie ojca są jakieś problemy i pracownicy sobie z nimi nie radzą... Chciałam ci o tym powiedzieć wcześniej ale miałeś swoje zmartwienia na głowie.
Westchnąłem.
   -Czyli to nasz ostatni wspólny wieczór we Włoszech ?- Zapytałem. Kayla przytaknęła.
   -Chcę zapamiętać go na zawsze.-Mruknęła.
   -Obiecuję, że tak będzie.- Odparłem całując ją w czoło.


***  


            Spojrzałem smutno na brunetkę. Ta widząc mój wyraz twarzy natychmiast usiadła obok mnie.
   -Jak to „ostatnia noc” ?- Zapytała cytując fragment mojej wcześniejszej wypowiedzi. Wzruszyłem ramionami. Spojrzałem na zegarek. Kayla powinna przyjść za jakieś dwadzieścia minut.
   -Normalnie. Jutro z samego rana ma powrotny samolot. Jej ojciec ma kłopoty w firmie.- Mruknąłem.
   -To dlatego się tak martwisz ?- Zapytała. Po raz kolejny wzruszyłem ramionami.
Nie miałem pojęcia co czuje. Bo niby skąd miałbym wiedzieć jeżeli do tej pory sprawnie ignorowałem i tłamsiłem wszelkie uczucia ?
Żyłem chwilą. Nie zastanawiałem się nad tym co będzie dalej. Istniała tylko teraźniejszość.
Strach, ból, zmartwienie... to wszystko było niezwykle dalekie i obce. Wszystko zmieniło się kiedy poznałem Kaylę. Ona była zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny z którymi do tej pory się spotykałem.
   -Melisa ja…-Nagle zamilkłem zdając sobie sprawę co ciśnie mi się na usta. Nigdy wcześniej nie wypowiadałem tych słów.-…ja po prostu się boję. Cholernie się boję. Ja nie chcę żeby to był nasz ostatni wieczór. Ja chcę…- Warknąłem i schowałem twarz w dłoniach.
   -Czego chcesz ?- Zapytała ciepłym głosem.
   -Chcę żeby przy mnie była…już zawsze bo przy niej wszystko ma sens. Wiem, że znam ją bardzo krótko ale nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Nie ma ludzi idealnych Melisa ale ona jest moim ideałem.- Głęboko westchnąłem.
   -W takim razie jej o tym powiedz.- Powiedział Tyler. Spojrzałem zaskoczony na przyjaciela. Nawet nie zauważyłem kiedy wyszedł z łazienki.- Powiedz jej o tym nim będzie za późno.- Mruknął spoglądając na Melisę.- Jeżeli znalazłeś szczęście to je złap i trzymaj, nie bądź kretynem. Nie czekaj bo będziesz żałował.
Melisa podniosła wzrok na stojącego przed nami bruneta. Zapanowała cisza.
   -Tyler ma racje.- Mruknęła nagle.- Zrób to zanim będzie za późno.


____
Od Jemi: Na samym wstępie pragnę Was przeprosić, że musieliście czekać na ten rozdział ponad miesiąc...ale cierpię na brak weny i stworzenie czegoś co ma sens zabiera mi mnóstwo czasu, sił i energii. Wierzę, że nie będziecie się na mnie gniewać zbyt długo <3 
Oddaje w wasze ręce rozdział i mam nadzieję, że nie będziecie żałować tych kilku minut które poświęcicie na jego przeczytanie.
Chcę podziękować Akwamarynie za to, że przez ten cały czas mnie wspierała i nie popędzała :) Jesteś naprawdę kochana :*
Uwielbiam Was wszystkich <3