piątek, 28 grudnia 2012

11.- Dzwoni mój gwałciciel i pyta się czy nie mamy ochoty na kolejny numerek w czworokącie.




Melisa…

      Przetarłam czoło i przerażona usiadła na moim miękkim łóżku. Nie miałam pojęcia jak się w tym miejscu znalazłam, ale chyba wolałam nie wiedzieć. Pierwsze co zobaczyłam po przebudzeniu to zegarek na ścianie, który wybijał właśnie dwunastą po południu. Opadłam na poduszkę i podkuliłam kolana. Nic nie pamiętałam.
     Jedyne co miałam przed oczyma to twarz chłopaka, którego nigdy w życiu nie widziałam na oczy.  Nie powiem. Był przystojny, ale skąd on u licha wziął się w mojej głowie?! Cicho westchnęłam przykrywając głowę drugą poduszką i czując jak wszystko w niej pulsuje. Myślałam, że za chwilę czaszka mi eksploduje. Krzyknęłam nie czując ulgi po czym obróciłam się na prawy bok i powoli uchylając powieki przyjrzałam się szafce nocnej. Stała na niej szklanka wody i jakaś tabletka, a obok karteczka z krzywymi literkami. Zapewne pisał Nathan, bo tylko on miał tak koślawe pismo.  Wzięłam pergamin do dłoni i uśmiechnęłam się pod nosem przeczytawszy wcześniej treść.
   ,,Lepiej nie pokazuj mi się na oczy, bo cię zamorduję za wczoraj! Ale jak coś to jesteśmy na basenie…’’
  Szybko wstałam, połknęłam tabletkę z nadzieją, że pomoże po czym wcisnęłam się w moje bikini i owinięta ręcznikiem wybiegłam na taras za hotelem. Basen wypełniony był po brzegi. Nic dziwnego, że wszyscy chcieli się schłodzić w tak upalny dzień. W końcu temperatura dobijała do trzydziestu stopni. Już miałam wchodzić do zimnej wody kiedy ktoś postukał mnie w prawe ramię. Z westchnieniem okręciłam się na piętach i spojrzałam prosto w twarz łysemu mężczyźnie w czarnym garniturze. Nie rozumiałam ludzi, którzy woleli się gotować od środka i dobrze wyglądać niż czuć się dobrze i swobodnie.
     -Panna Maraqui?- spytał portier trzymający w ręce telefon bezprzewodowy. Przytaknęłam, a wtedy on wręczył mi przedmiot nawet nic nie tłumacząc i odszedł.
   -Halo?- odezwałam się trochę przerażona. W tym samym momencie kiedy to powiedziałam moim oczom ukazała się dwójka chłopaków wędrujących w moim kierunku. Bezwiednie zrobiłam parę kroków w tył nie chcąc by na mnie wpadli, a nie wyglądali na takich, którzy się zatrzymają. Tyler i Nathan szli z poważnymi minami co z jednej strony wprawiało mnie w strach, ale z drugiej strasznie bawiło.
   -Melisa? Jestem James. Zapewne mnie nie kojarzysz więc już tłumaczę. Zabrałem się wczoraj z klubu gdy byłaś kompletnie pijana i mam pytanie.- przerwał czekając na moją reakcję. Ja jednak  nie odzywałam się, bo chyba wybuchłabym śmiechem. Nathan właśnie potknął się i o mało co nie wpadł do basenu. Kiedy tylko obaj chłopcy stanęli przede mną, obróciłam się do nich tyłem i kontynuowałam rozmowę.
    -Coś kojarzę… Jakie to pytanie?- spytałam zerkając co chwilę w tył. Ledwo powstrzymywałam śmiech.
    -Czy ty i twoi koledzy mielibyście ochotę wyskoczyć gdzieś?- spytał. Już miałam mówić, że jasne, ale postanowiłam podrażnić Tylera i Nathana.
   -Zaczekaj chwilkę. Spytam moich opiekunów.- powiedziałam głośno po czym obróciłam się w ich stronę.- Dzwoni mój gwałciciel i pyta się czy nie mamy ochoty na kolejny numerek w czworokącie. Jesteście za?- kątem oka dostrzegłam , że Tyler nie wyrabia ze śmiechu, ale nie odrywałam nadal wzroku od Nathana. Chłopak stał z poważną miną, jakby był na jakiejś stypie i nawet na moment się nie uśmiechnął. Wyrwał mi z ręki telefon po czym coś wybełkotał do niego i rzucił na leżak.
    -Nie ładnie tak przerywać komuś rozmowę. Czyżby mamusia nie nauczyła cię dobrych manier?- spytałam z sarkazmem. Brunet zrobił krok w przód po czym wlepił we mnie swoje ciemne oczy.
   -A czy ciebie przypadkiem tatuś nie nauczył, że nie wolno uciekać przez okno i straszyć tak przyjaciół?- odparł z powagą. Tyler nie wytrzymał. Chłopak wybuchł głośnym śmiechem i padł na ziemię wijąc się jak wąż. Przybrałam poważny wyraz twarz  po czym znów spojrzałam na Natha.
    -Następnym razem niech ten tu nie rzuca tekstami jak mięsem i niech nie dotyka mnie gdzie popadnie bo skończy się to dla niego gorzej. Tak mu mordę obiję, że go nie poznasz. I ty też uważaj, bo śmiać to ty się możesz z mojego braciszka, ale nie ze mnie.- powiedziałam ostro po czym zapadła grobowa cisza. Oboje staliśmy tak mierząc się od stóp do głów, aż w pewnym momencie… Chłopak pchnął mnie w tył, a ja nie mogąc złapać równowagi wpadłam do basenu z lodowatą wodą. Krzyknęłam zaskoczona, wynurzając się przy tym na powierzchnię.
     -Lepiej się pospiesz, bo za półgodziny będzie tutaj twój wybawiciel.- powiedział brunet z rozbawieniem. Tyler podniósł się i cicho podśmiewując się powędrował za moim kuzynem.
    -Zrewanżuję się!- wrzasnęłam odbijając się od dna basenu i wyskakując przy tym na brzeg.- Jeszcze wam pokażę…- wyszeptałam do siebie wychodząc do hotelu.

***

              Wyplułam gumę do kosza na śmieci i zamykając kopnięciem drzwi od pokoju wyszłam na korytarz.  Ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam Nathana. Najwidoczniej chłopak jeszcze się szykował. Za to Tyler stał z jakąś dziewczyną i bez przeszkód obcałowywał ją. Myślałam, że kocha tę swoją ,,przyjaciółkę’’, ale najwidoczniej on nie należał do wiernych. Tym razem jednak nie poczułam ukłucia zazdrości czy nawet obrzydzenia tylko rozbawienie. Gdyby ta biedna dziewczyna wiedziała, że już jutro Tyler nie będzie pamiętał jej imienia, a ona będzie dla niego jedynie plamką w pamięci…
     -Tylko nie powiążcie sobie tych języków przypadkiem i nie wepchnijcie ich sobie do gardła bo możecie jeszcze się udławić.- powiedziałam oblizując zwycięsko wargi. Zawsze tak robiłam gdy byłam z siebie zadowolona. Tyler momentalnie odsunął od siebie blondynkę i zasłonił ją swoim ciałem.- Tego widoku nie da się wymazać z pamięci słońce. To jak się liżecie będzie tak traumatycznym przeżyciem w mojej psychice… Oh… Popełnię samobójstwo…- powiedziałam ironicznie po czym prychnęłam i wyminęłam ich.
   -Melisa to nie tak!- krzyczał za mną chłopak. Potem usłyszałam tylko trzask, jakby dziewczyna uderzyła go w twarz i to jak klnie pod nosem.
    James stał w holu i rozmawiał z recepcjonistką, choć chyba z nią flirtował.  Był przystojny. Bardzo.  Tamtego wieczoru nie umiałam stwierdzić czy jest szatynem, brunetem czy kimś innym. Teraz już wiedziałam. Był to wysoki blondyn z opaloną skórą. Wyprostowałam się i zrobiłam krok w przód, a w tym samym momencie ktoś wpadł na mnie od tyłu.
   -Ups…- odezwał się rozbawiony Nathan. Brunet puścił mi oczko po czym wyminął i podszedł do Jamesa.  Odchrząknęłam cicho po czym podeszłam do nich.
   -Oto nasza imprezowiczka. Jak tam? Boli głowa?- nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć nowemu koledze z prawej strony uderzył we mnie Tyler. Trochę zła, że co chwile ktoś tak na mnie wpada  uderzeniem biodra odepchnęłam go od siebie.
   -Trochę. Dzięki, że mnie wtedy zabrałeś z tego klubu. Kto wie kogo mogłam spotkać. Na przykład takiego Tylera, który już ostatnio próbował swoich sił.- powiedziałam nie spoglądając na kolegę. James uniósł jedną brew nie wiedząc o co chodzi, ale kiedy machnęłam dłonią postanowił nie drążyć tematu.
   -Okey… Dzisiaj zabiorę was w moje ulubione miejsce. Na plażę!- krzyknął na cały hol. Wszyscy ludzie spojrzeli na blondyna, który trzymał dłoń w górze jak super bohater.- Ocalę ten biedny świat za pomocą pisaku i wody!- cała nasza czwórka głośno się śmiejąc opuściła hotel.

 ___
Od Akwamaryn : Boże... Nie wiem jak mogłam napisać coś tak beznadziejnego... Nie podoba mi się. O ile początek jeszcze jakoś strawię, to potem jest tylko gorzej. Przepraszam was za to. Myślałam, że wyjdzie lepszy. Najchętniej usunęła bym go i napisała od nowa, ale nie mam już na to ani siły, ani czasu. Nikomu go nie zadedykuję bo ten rozdział nie jest wart nawet mojego największego wroga ;/

sobota, 22 grudnia 2012

10. Ostatnią moją myślą było to ,że nie mam ochoty jej jutro oglądać…


                                                                   Nathan



            Uderzyłem po raz kolejny pięścią w drzwi. Naprawdę się martwiłem. Gdy tylko usłyszałem trzask moje serce zaczęło gwałtownie bić. Po chwili obok mnie pojawił się Tyler. Był poprosić w recepcji o zapasowy klucz. Nie obchodziło mnie to jak go zdobył , od razu mu go wyrwałem i otworzyłem drzwi. Gdy tylko weszliśmy do środka uderzył nas powiew ciepłego letniego wiatru. Niespokojnie się rozejrzałem.
   -Nie ma jej.- Powiedziałem. Usłyszałem głośny śmiech. Odwróciłem się a moim oczom ukazała się rozbawiona postać Blake.
   -Bóg w końcu wysłuchał moich próśb !
   -Zamknij mordę szczeniaku.- Warknąłem na niego wściekły. To nie był odpowiedni moment na żarty. Zacząłem się naprawdę martwić.
   -Sprawdzę w łazience.- Powiedział Tyler. Przytaknąłem mu i zacząłem się dokładniej rozglądać. Wtedy zauważyłem mały srebrny wisiorek. Melisa dostała go ode mnie na urodziny trzy lata temu. Nigdy się z nim nie rozstawała.
   -Tam też jej nie ma ale w czasie drogi do łazienki zauważyłem rozbity wazon.- Streścił rzeczowo Tyler.
W mojej głowie krążyły miliony myśli. Co się mogło stać ?
Melisa sobie robi z nas żarty i tak naprawdę siedzi zamknięta w szafie czekając na odpowiedni moment aby nas wystraszyć ?
Może była na nas wściekła i chciała nam się w ten sposób odegrać za żart ?
A może ktoś tutaj był…i…?
Ostatnia wizja przerażała mnie najbardziej.
   -Zniknęła.- Szepnąłem.
   -Nikt nie znika tak po prostu.- Powiedział Tyler. Podałem mu jej wisiorek.-Kurwa…
Szepnął przestraszony gdy się zorientował co to jest.
Wtedy sobie coś uświadomiłem.
   -Dziś masz nas kryć, słyszysz ?-Zapytałem Blake’a.
   -A co będę z tego miał ?- Spojrzałem na niego wściekły.
   -Nie skopię ci tej wrednej mordy. Tu chodzi o twoją siostrę kretynie. Może i za sobą nie przepadacie ale to nie zmienia faktu ,że jesteście rodziną.-Odparłem. Widząc jego obojętny wyraz twarzy westchnąłem- Będę ci dłużny. Gdyby rodzice pytali to jesteśmy na imprezie a ty po prostu nie miałeś ochoty z nami jechać.
Gdy chłopak niechętnie przytaknął spojrzałem na Tylera i wyszliśmy. Nie mogłem uwierzyć ,że Blake był z nami spokrewniony. To największy egoista jego znam. Gdy byliśmy już przed hotelem gwałtownie się zatrzymałem.
   -Na początku pomyślałem ,że mógł ktoś się włamać i zrobić Melisie krzywdę jednak nie potrafię sobie tego wyobrazić. Włamywacz nie zrobiłby tego tak cicho a poza tym jak by ją wyprowadził z hotelu ? Przez okno ? Na pewno by krzyczała o pomoc.- Mówiłem bardzo szybko.
   -Sugerujesz ,że sama to upozorowała i wyszła przez okno ?- Zapytał Tyler. Pokiwałem twierdząco głową.
   -Była na nas wściekła. Chciała się odegrać.
   -Sprytna bestia…-Powiedział brunet a na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu.
   -Jest jeszcze jeden kłopot. Melisa błąka się gdzieś sama po nocy w nieznanym mieście. Musimy ją odszukać. Jak myślisz gdzie mogłaby pójść ?- Zapytałem.
   -Jeżeli bardzo by chciała nas wkurzyć to pewnie do jakiegoś klubu.- Miałem ochotę uderzyć się w głowę otwartą ręką. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem ?
   -No to jedziemy jej szukać.- Odparłem.
   -Jest jeszcze jeden problem. My nie znamy tego miasta tak samo jak ona. A ono jest ogromne. Jestem pewien ,że jest tutaj przynajmniej pięć klubów jak nie więcej. Będziemy musieli się najpierw zorientować gdzie one są. Potem pojechać do każdego i szukać jej w tłumie.- Zacisnąłem wściekły pięści.
   -Gdy już ją znajdziemy to ją zabiję…-Warknąłem.


                                                                   ***


            Spojrzałem przerażony na zegarek. Dochodziła piąta rano. Byliśmy już prawie we wszystkich klubach w mieście. Staliśmy przed ostatnim który znalazłem w spisie.
   -Może tym razem najpierw zapytamy o nią barmana ?- Zapytał Tyler.- Miejmy nadzieję ,że mówi po angielsku.- Był wykończony. Nie dziwiłem mu się jak nie czułem się wcale lepiej. Oboje bardzo się martwiliśmy. Przytaknąłem mu. Gdy weszliśmy od razu przebiliśmy się przez tłum do długiej lady za którą stało dwóch barmanów.
   -Przepraszam. Nie widział pan może naszej koleżanki ? Brązowe oczy i włosy. Szczupła. Blada…-Zaczął Tyler.
   -Nie potrafi pić bo zwykle tego nie robi…- Dodałem.- To ona.- Powiedziałem pokazując jej zdjęcie w moim telefonie.
Mężczyzna się uśmiechnął.
   -Od razu zwróciła moją uwagę.- Odparł.- Była sama i wlewała w siebie litry alkoholu. Wyszła z tego klubu jakąś godzinę temu w towarzystwie wysokiego blondyna. Myślałem ,że to jej przyjaciel. Zaproponował jej ,że ją odwiezie.
Zszokowany rzuciłem szybkie spojrzenie na Tylera.
   -A nie wie pan kim był ten mężczyzna ?- Zapytałem z nadzieją. Pokręcił przecząco głową.
   -Widziałem go tu pierwszy raz.
Podziękowaliśmy i wyszliśmy z klubu. Załamani weszliśmy do samochodu. Siedzieliśmy dobre pięć minut w ciszy.
   -Co teraz ?
Nie jestem pewny który z nas to wypowiedział. Przepełniał mnie tylko strach i poczucie winy. Wzruszyłem ramionami. Nagle usłyszałem dobrze znana mi melodię. Po chwili uświadomiłem sobie ,że ktoś do mnie dzwoni. Szybko wyjąłem telefon i odebrałem nawet nie spoglądając kto to.
   -Halo ?
   -Nie mam pojęcia kim jesteś ale znalazłem twój numer w portfelu Melisy.- Usłyszałem. Moja krew automatycznie zaczęła szybciej krążyć.
   -Gdzie ona jest ?- Szybko zapytałem.
   -W moim domu. Spotkałem ją w klubie , była kompletnie zalana i sama. Chciałem jej pomóc i odwieźć do domu ale zasnęła. Zabrałem ją więc do siebie bo nie znam adresu. Przez sen ciągle bełkotała o jakimś głupim żarcie i dwóch kretynach. Pomyślałem ,że powinienem więc jak najszybciej kogoś powiadomić. W torebce znalazłem dowód osobisty , dzięki temu wiem jak ma na imię no i znam numer do ciebie.- Odpowiedział.
   -Gdzie mieszkasz ? Zaraz po nią przyjedziemy.- Odparłem szczęśliwy ,że przynajmniej była bezpieczna.


                                                                  ***


            Spojrzałem na Tylera który trzymał na rękach Mili. Była bledsza niż zwykle a jej ręce bezwładnie opadały na boki.
   -Zaniosę ją do samochodu.- Powiedział a ja mu przytaknąłem.
   -Mimo wszystko dziękuję ,że ją stamtąd zabrałeś i się o nią zatroszczyłeś.- Powiedziałem patrząc na uśmiechniętego blondyna.
   -Nie ma za co.-Odparł.- Mam na imię James.
   -Nathan.- Podaliśmy sobie dłonie.- Mili odnosi Tyler. No nic. Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za kłopot, nie wiem co byśmy zrobili gdyby nie ty. Całe szczęście ,że nie trafiła w ręce jakiegoś Włocha.- Blondyn się przyjaźnie uśmiechnął.
   -Tak. Jesteście tutaj pierwszy raz na wakacjach ?- Zapytał. Pokiwałem twierdząco głową.- W takim razie jeżeli będziecie czegoś potrzebowali to możecie zadzwonić. Wiem gdzie są najlepsze imprezy i miejsca w których warto bywać.
Cicho się zaśmiałem.
   -Będę o tym pamiętać.- W tym momencie do pokoju wszedł z powrotem Tyler.
   -Wracajmy.
   -Racja. Zbieramy się. Jeszcze raz dziękuje za wszystko.
   -Trzymajcie się.- Odparł.
            Patrzyłem na spokojną twarz dziewczyny. Spała jak zabita. Cieszyłem się ,że wszystko skończyło się dobrze i leży bezpiecznie w swoim łóżku ale przepełniała mnie jednocześnie wściekłość. Przetarłem twarz dłońmi. Byłem wykończony. Wstałem. Spoglądając na nią ostatni raz gdy wychodziłem zdałem sobie sprawę ,że ona jeszcze nigdy nie zrobiła niczego tak nieodpowiedzialnego. Zamykając drzwi utwierdziłem się w przekonaniu ,że nie łatwo jej wybaczę to co zrobiła. Gdy tylko opadłem na łóżko natychmiast zasnąłem. Ostatnią moją myślą było to ,że nie mam ochoty jej jutro oglądać…


_____
Od Jemi: Pierwsze co to proszę o wybaczenie za nieobecność :) Ni tylko tutaj narobiłam sobie zaległości. Moim wytłumaczeniem jest szkoła. Masa nauki i sprawdzianów żeby tylko zdążyć przed świętami.
Tak więc w końcu oddaję wam ten kawałek tekstu :) Mam nadzieję ,że wam się podoba zdecydowanie bardziej niż mi ,ponieważ ja nie jestem z niego zadowolona. 
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam ! <3

sobota, 8 grudnia 2012

9.Ja go nauczę jak wyrywać panienki.



Melisa
    Strzepnęłam z kolan biały proszek, który wysypał mi na nie ,,przez przypadek’’ jakiś mały szczeniak. Nie znosiłam dzieci, ich jęków, obślinionych mordek i głupich uśmieszków. Tego jak biegały bez opamiętania w tę i z powrotem, jak krzyczały i głośno się śmiały. Ubóstwiałam ciszę i, muszę to powiedzieć, nigdy nie będę mieć dzieci. Choćbym nie wiem co. 
    Kątem oka zerknęłam w moją prawą, ale szybko odwróciłam wzrok widząc jak wysoko jesteśmy. Mocniej ścisnęłam łokietnik fotela, przynajmniej myślałam że to to. Było to jednak przedramię Tylera, który teraz patrzył na mnie z wielkim uśmiechem na ustach i napinał mięśnie chcąc mi zaimponować.
    -Daruj sobie…- bąknęłam tylko puszczając go i krzyżując dłonie na piersi. Czułam jak na moje policzki wstępują wypieki, szybko jednak opanowałam emocje, wzięłam wdech i wychyliłam się spoglądając na Nathana, który spał bez przeszkód od wylotu. Nie zbudził go nawet ten smarkacz z gilem pod nosem. Chrapał przez cały lot toteż kiedy tylko koła samolotu dotknęły ziemi odetchnęłam z ulgą. Oparłam głowę o fotel po czym walnęłam Tylera nakazując mu w ten sposób zbudzić przyjaciela.
     Już po chwili cała nasza piękna rodzinka stała na płycie lotniska. Szukałam wzrokiem Blake, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć, dopiero po dłuższej chwili udało mi się dostrzec szczupłą sylwetkę chłopaka, który rozmawiał i głośno się śmiał razem z jakąś blondynkom. Uniosłam jedną brew ku górze i szturchnęłam Nathana, który powędrował za moim wzrokiem i cicho się zaśmiał.
    -Ja go nauczę jak wyrywać panienki.- powiedział z rozbawieniem. Przechyliłam głowę w prawo i cicho odkaszlnęłam patrząc ku górze, tak by widzieć jego twarz. – Znaczy się… Ten… Ja żartowałem…- strzepnęłam rękę Natha i pokiwałam twierdząco głową.
   -Oczywiście…- wyszeptałam i gwizdnęłam zwracając tym samym uwagę brata.
   -Blake jedziemy do hotelu! Wybierasz się z nami czy przenocujesz w poczekalni na odloty?- spytał wujek Mike chowając ręce w kieszenie spodni. Brunet spojrzał w moim kierunku z zadziornym uśmiechem po czym pożegnał się z nową koleżanką i podszedł nasuwając na nos ciemne okulary.
    -Mam nadzieję, że będzie tam dobra obsługa, bo inaczej wracam pierwszy samolotem do domu.- powiedział ukazując rządek swoich białych zębów. Zmrużyłam zła oczy po czym pchnęłam go w stronę budynku lotniska.
    -Lepiej ruszaj dupę, bo cię tu zostawimy chłopczyku, albo lepiej, pokażemy twojej nowej przyjaciółce pewne zdjęcia.- wybełkotałam zła.
***

            Rzuciłam się na łóżko, które już po chwili było mokre od wody jaką przyniosłam z sobą spod prysznica.  Cicho sapnęłam z rozkoszy jaką dawała mi własna łazienki. Od zawsze dzieliłam ją z mamą i dwójka facetów, którzy siedzieli tam o wiele więcej czasu niż dwie baby razem wzięte.  Usiadłam owinięta ręcznikiem i wzięłam do ręki szczotkę rozczesując poplątane pukle włosów. Podeszłam wolnym krokiem do telewizora po czym włączyłam go i puściłam kanał muzyczny. Nim się spostrzegłam skakałam po łóżku bez opamiętana zadowolona z życia.
   Nawet nie zauważyłam jak ktoś otworzył drzwi i wszedł ośrodka. Spostrzegłam to dopiero kiedy telewizor został wyłączony, jednak byłam zbyt przerażona by obrócić się i zobaczyć kto mnie podgląda. Głęboko oddychałam starając się opanować emocje kiedy ktoś położył dłonie na mojej tali, albo raczej na ręczniku, którym była okryta. Poczułam ostre szarpnięcie i już miałam krzyknąć kiedy ten ktoś przyłożył mi do ust dłoń. Wisiałam teraz nad ziemią jak kukiełka i machałam nogami z przerażeniem. Nie przyszło mi nawet do głowy by ugryźć mego oprawcę kiedy coś zostało przyłożone do mojego gardła. Przypuszczam, że trzymał mnie mężczyzna, bo chyba tylko płeć męska miała by wystarczająco dużo siły. Jedną ręką oplatał mnie w pasie, a drugą uwolnił moje usta i teraz przykładał mi do gardła chyba nóż.
    Pisnęłam głośno, albo raczej wrzasnęłam kiedy chłopak puścił mnie prosto na łóżko. Teraz mogłam doskonale dostrzec jego twarz. Brunet uśmiechał się szeroko i opierał dłonie na łóżku dokładnie przy mojej głowie, tak że dzieliły nas centymetry.
   -Głupek! Chciałeś żebym dostała zawału?!- wrzasnęłam na Tylera, który z rozbawieniem przyglądał się mojej twarzy.
    -Nie gniewaj się. Chciałem cię poskromić kocie.- cicho się zaśmiałam uderzając w jego klatkę piersiową.- Ślicznie tańczysz.- dodał.
   -Dziękuję. Mógłbyś ze mnie łaskawie zejść?- brunet przebiegł mnie wzrokiem po czym niby niechcący upadł na mnie całym ciałem i przygniótł. Głośno się zaśmiałam.
    -Pewnie, ale pierw chcę cos w zamian.- z moich ust znikł uśmiech, a na jego miejsce wstąpiła wściekłość. Jego dwuznaczne odzywki raczej mnie nie uspokajały. Zła dałam mu w twarz i z całej siły zepchnęłam go z siebie, tak że spadł na ziemię i głośno syknął z bólu.
     -Nigdy sobie ze mnie tak nie żartuj debilu! Wyjazd z mojego pokoju!- krzyknęłam wściekła, a kiedy podniósł się, bez zastanowienia wypchnęłam go za drzwi zatrzasnęłam je w momencie kiedy obok przechodził właśnie Nathan.
    Usłyszałam jeszcze jak chłopaki cicho się śmieją, a po chwili walenie do zamkniętych na klucz drzwi. Mieli z czego się śmiać, a ja naprawdę się przeraziłam.
    -Mili daj spokój! To były żarty!- mówił Nathan waląc pięściami w dębowe drzwi, które dzieliły mnie od nich. Usiadłam na łóżku i założyłam nogę na nogę wpatrując się przy tym na klamkę, która teraz była rozpaczliwie szarpana. Szybko ubrałam się, otworzyłam okno i już miałam przez nie wychodzić kiedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Podeszłam do walizki po czym wyjęłam z niej mój ulubiony wisiorek którego nigdy nie zdejmowałam po czym rzuciłam go na podłogę. Złapałam za wazon z kwiatami po czym rzuciłam nim o ziemię tak, że rozbił się na małe kawałeczki. Krzyki zza ściany narastały i czułam, że chłopcy zaraz wyważą drzwi toteż szybko podbiegłam do okna po czym skoczyłam w dół. Na szczęście mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze i nie było tu wysoko.
    Kiedy tylko znalazłam się poza bramą usłyszałam wrzask Nathana i głośny śmiech Blake, który najwidoczniej też dołączył do chłopców. Mimo wszystko byłam pewna, że chłopcy nie zawiadomią rodziców, bo nie będą chcieli ich martwić i psuć urlopu, a ja w tym czasie przestworze im niezłego stracha.

***

         Okręciłam się na kręconym krześle przy barze i ledwo żywa spojrzałam w tłum. Wydawało mi się, że jest tu mgłą i wszystko w niej ginie. Głośno się śmiałam nie wiedząc nawet z czego tak naprawdę. Barman patrzył na mnie z litością, ale bez przeszkód podawał mi kolejne drinki kiedy tylko wciskałam mu w dłoń pieniądze. Dawno tak dobrze się nie bawiłam, dawno w ogóle się nie bawiłam. Nie… Ja nigdy się nie bawiłam. Zawsze byłam tą porządną, grzeczną dziewczynką, którą wszyscy podziwiali za dobre wyniki w szkole. Nie chciałam tego zmieniać, a jedynie zobaczyć jak to jest poczuć smak wolności. Lubiłam swoje życie takim jakim było, mimo to jednak miło było upić się, zapalić, jeśli nawet polegało to na duszeniu się dymem. Miło było też tańczyć z kim popadnie.
     -Trzymasz się?- spytał jakiś głos po mojej prawej. Mimo wolnie spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam tylko rozmazaną twarz chłopaka.  Miał ciemne włosy, ale nie byłam w stanie stwierdzić czy to brunet czy szatyn, a może ciemny blondyn? – Odwiozę cię, chyba ci starczy.- powiedział, łapiąc mnie kiedy przechylałam się w prawo.
   Chłopak nie zważając na to, że protestuję wyprowadził mnie z klubu. Na zewnątrz było już ciemno, byłam ciekawa która jest godzina, ale nie mogłam nic powiedzieć, byłam tak strasznie zmęczona.
    -Gdzie mieszkasz?- spytał wsadzając mnie na tylne siedzenie i nachylając się tak by widzieć moją twarz. Zamrugałam kilka razy powiekami by wyostrzyć obraz, ale na marne. W gardle strasznie mnie paliło, ale nie umiałam stwierdzić co jest tego przyczyną. – Chyba mi tego nie powiesz teraz…- powiedział po czym zatrzasnął drzwi i wsiadł na miejsce kierowcy po czym ruszył przed siebie. Nim się spostrzegłam już spałam, a auto gnało gdzieś przed siebie. Nie wiedziałam nawet kim jest mój nowy znajomy.

__________
Od Akwamaryn: Nie będę się rozpisywać. Po prostu jest jaki jest nie mam nic do dodania. 
Od Jemi: Zapraszamy do obserwowania naszego bloga ;)

niedziela, 25 listopada 2012

8. To nie okres buntu. To bycie kretynem.



                                                        Nathan


                Gdy tylko samochód się zatrzymał wypadłem z niego wściekły. Wujek Miles krzyknął jeszcze do Melisy ,że nie ma się ruszać z miejsca i pobiegł za mną. Złość mnie wręcz rozsadzała od środka.
Tak. Zgadza się. Nie brałem żadnego swojego związków na poważnie i bawiłem się dziewczynami z którymi byłem (nie raz tylko na jedną noc) ale nigdy pod żadnym pozorem żadnej z nich nie wykorzystałem w ten sposób.
Być draniem to jedno a gwałcicielem to  inna sprawa.
Gdy tylko dobiegłem do miejsca zdarzenia i zobaczyłem ten okropny widok coś we mnie pękło. Dziewczyna która mogła mieć około piętnastu lat leżała na trawie cała w piasku zalewając się łzami i krzycząc w niebogłosy gdy jeden z gimnazjalistów próbował jej zdjąć majtki. Może i by mu się udało gdyby nie to ,że kopnąłem go z całej siły w brzuch.
   -Spierdalać bo nie ręczę za siebie !- Krzyknąłem patrząc na leżącego szesnastolatka.- Chcecie skończyć jak on czy gorzej ?!
Wszyscy rzucili się do ucieczki. Złapałem Blake za kurtkę i posadziłem na ziemi.
   -Czy ty jesteś normalny ?! Boże jaki z ciebie gówniarz ! Nie wierzę ,że próbowałeś razem z tymi kretynami skrzywdzić tą dziewczynę ! Wiesz co twoja matka przeżywała w domu ?! Jesteś pieprzonym egoistą i nic więcej ! Nie jesteś wart zupełnie niczego !-Ryknąłem popychając go na ziemię. Myślę ,że gdyby nie wujek Miles który po chwili się zjawił zarżnąłbym dzieciaka. Odsunął mnie od niego i kazał zająć się dziewczyną. Spojrzałem w jej kierunku. Melisa podawała jej koc aby mogła się nim owinąć. Nawet nie zauważyłem kiedy przyszła.
   -Natychmiast wracaj do samochodu.- Usłyszałem stanowczy głos wujka.
   -I tylko tyle ?!- Warknąłem patrząc na odchodzącego nastolatka.
   -To ja jestem jego ojcem. Nie ty Nathan. Odwiozę go i zaraz wracam.
Powiedział i poszedł za nim.
Wziąłem głęboki oddech żeby się uspokoić. Dom Melisy nie jest daleko więc wujek powinien za chwilkę wrócić. Mamy co najwyżej pięć minut. Podszedłem do dziewczyn.
   -Czy oni zdążyli ci coś zrobić ?- Zapytałem zaciskając pięści. Mili obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem dając znać ,że to nieodpowiedni moment.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
   -Z nami ci nic nie grozi. Powiedz jak masz na imię.- Mówiła łagodnym głosem brunetka. Wtedy zobaczyłem w jej oczach ,że nadal nie wierzy w to co się stało. Była w szoku. Cały spokój był udawany.
   -Isabel.- Odparła cicho blondynka.
   -Ja mam na imię Nathan a to moja przyjaciółka Melisa. Pomożemy ci ale musisz nam powiedzieć gdzie mieszkasz.- W tym momencie dziewczyna wybuchła płaczem a ja znienawidziłem tego gnojka całym sobą.


                                                                   ***


            Zerknąłem na zmartwioną twarz Melisy. Siedziała w rozciągniętym swetrze z nogami podciągniętymi pod brodę i pustym wzrokiem. Gdy przyszliśmy do niej z Tylerem była dokładnie w tej samej pozycji. Spojrzałem na zegarek. Byliśmy tu już dwadzieścia minut.
   -Co się stało później ?- Zapytałem. Opowiedziałem Tylerowi o tym co zaszło wczorajszej nocy. Wakacje we Włoszech stanęły pod wielkim znakiem zapytania. Właśnie powinniśmy pakować walizki do samochodu aby zdążyć na samolot. Usłyszałem płacz cioci Carmen z dołu i coś mnie zabolało.
   -Melisa !- Warknąłem na dziewczynę.
   -Gdy odwieźliśmy Isabel i wróciłam do domu mama płakała w salonie a tata starał się jakoś ją uspokoić. Blake siedział w swoim pokoju. Od wczoraj go nie widziałam. Nawet nie wychodzi żeby coś zjeść.- Odparła. Nie potrafiłem wyczuć w jej głosie żadnych emocji.
   -A co mówił młody ?- Zapytał Tyler.
   -Tata powiedział ,że gdy go odwoził do domu w samochodzie powiedział ,że on nie miał zamiaru skrzywdzić tej dziewczyny. Mówił ,że nie spodziewał się ,że to tak daleko zajdzie.- Odpowiadała jak zabawka którą się nakręca złotym kluczem.- Tata się do niego nie odezwał ani razu. On niszczy naszą rodzinę…- Dodała i zamknęła oczy. Spojrzałem na Tylera znacząco i równo wstaliśmy z podłogi na której do tej pory siedzieliśmy. Zajęliśmy miejsca po bokach Mili i ją przytuliliśmy.
Może i zwykle nie reaguję na nic tak uczuciowo. Od zawsze uważałem ,że to takie kobiece…i zbyt emocjonalne ale Mili nie była kimś zwykłym. Była najbliższą osoba którą miałem. Miałem gdzieś zdanie innych ludzi i to co by sobie pomyśleli na ten widok.
Rodzina jest najważniejsza.
   -Tata rozmawiał już z rodzicami tej dziewczyny… zastanawiają się czy nie wnieść oskarżenia o próbę gwałtu.- Zamknąłem oczy. To nie dzieje się naprawdę.



                                                                         ***


            Na mojej twarzy pojawił się szok.
   -Żartujesz…- Mruknąłem. Ojciec zaprzeczył ruchem głowy.
   -Nie jedziemy. Wakacje odwołane mimo tego ,że nie wniesiono oskarżenia.
   -Co ?! Nie !!- Krzyknąłem wściekły.- Chodzi o Blake ?! To przez niego nie jedziemy ?!
   -Uspokój się !- Przywołała mnie do porządku mama.
   -Zasrany szczeniak… Wszystko uchodzi mu płazem i zawsze musi postawić na swoim.- Wyrzuciłem z siebie. Rodzice spojrzeli na mnie źli. Wiedziałem ,że to mój kuzyn ale nie potrafiłem ukryć tego jak bardzo mnie wkurza. Mili tyle razy na niego narzekała.
   -Carmen i Miles nie potrafią go zmusić do tego wyjazdu a gdyby zrobili to siłą to mieli by z nim prawdopodobnie same problemy. Blake przechodzi teraz okres buntu…- Zaczęła mama. Machnąłem ręką.
   -To nie okres buntu. To bycie kretynem.          
   -Nathan.- Powiedział ostro ojciec. Spojrzałem w jego stronę i cicho przeprosiłem.
   -Dajcie nam trochę czasu. Może z Melisą i Tylerem jakoś go przekonamy.- Powiedziałem. W tym momencie w mojej głowie pojawił się szaleńczy pomysł. Na mojej twarzy zawitał uśmiech.
   -Nie wiem co wymyśliłeś ale nie mam ochoty mieć do czynienia z jakimikolwiek służbami !- Krzyknęła za mną mama gdy wbiegałem na górę. Jak ona dobrze mnie zna.
   -Wiesz ,że on odziedziczył charakter po tobie ?- Zapytał mężczyzna delikatnie uśmiechając się do swojej żony.
   -Wiem. Za tobą znowu inteligencję.- Odparła kobieta i pocałowała swojego męża. Mimo upływu czasu nadal bardzo się kochali. -Właśnie dlatego się boje co wymyślił…- Dodała uśmiechając się.


                                                                    ***


            W czach Tylera widziałem nadzieję jednak Mili była sceptyczna.
   -To nie wypali. Efekt będzie jeszcze gorszy.- Powiedziała kręcąc głową.
   -Uda się.- Zaprzeczyłem jej. Dziewczyna westchnęła i spojrzała po naszych twarzach.
   -Dobra. Zróbmy to.
Zacząłem poruszać brwiami w górę i dół.
            Cichutko przekręciłem klucz w drzwiach i na trzy wpadliśmy w trójkę do niego z impetem. Zamknąłem pokój od wewnątrz. Odwróciłem się do zaskoczonego chłopaka i złośliwie uśmiechnąłem. Po mojej prawej stronie stała Melisa trzymając w rękach album ze zdjęciami a po lewej Tyler z telefonem.
   -Czego chcecie ?- Zapytał Blake patrząc na nas jak idiotów.
   -Umowy.- Odparłem a on się roześmiał.
   -Mam was w dupie. Nie będzie żadnej umowy. Nigdzie nie jadę ze starymi i wami. Jesteście powaleni.- Pchnąłem go na łóżko a ten spojrzał na mnie przerażony. Budziłem w dzieciaku respekt to dobrze.
   -A my mamy w dupie twoje zachcianki. Nie robimy tego tylko dla siebie ale też dla rodziców. My równie dobrze możemy pojechać na te wakacje gdzie chcemy ale to im zależy żeby to były Włochy. A teraz słuchaj uważnie bo nie będę powtarzał. Masz zejść na dół i oznajmić swoim staruszkom ,że zmieniłeś zdanie i pojedziesz.
   -Chyba zwariowałeś !- Zaśmiał się. Tyler i Mili podeszli bliżej a ten natychmiast umilkł.
   -Coś za coś. Ty z nami pojedziesz a my zgodzimy się wziąć ciebie pod skrzydła. Będziesz mógł z nami jeździć na imprezy i wychodzić nocami. Masz tylko wracać do hotelu.- Mówiłem szybko.
   -Nie.- Odparł.- Nigdzie nie jadę. Nie rozumiecie tego ?
   -Nie musisz z nami tam spędzać czasu.- Dodała Melisa. Była zdenerwowana. Wszedłem jej w słowo.
   -Jeżeli się nie zgodzisz twoi rodzice obejrzą sobie to.- Mruknąłem. Tyler włączył filmik na którym Blake całował się z jakimś innym chłopakiem. Nie było dla niego zaskoczeniem ,że wiemy iż jest gejem ale nie wierzył ,że będziemy mieli czelność to pokazać.- A to będzie na dokładkę dla twoich znajomych.- Dodałem a Mili otworzyła album rodzinny. Były tam zdjęcia Blake z różnych kąpieli oraz wystąpień publicznych.
   -Nie odważycie się…-Syknął. Zmrużyłem oczy.
   -Chcesz się założyć ?- Zapytaliśmy równo.


                                                                       ***


            Na twarzy cioci Carmen pojawiło się zaskoczenie.
   -Naprawdę chcesz jechać ?- Zapytała. Blake pokiwał głową. Moi rodzice wiercili we mnie dziurę wzrokiem.
   -Mam jeden warunek. Chcę chodzić z nimi na imprezy.- Mruknął wskazując na naszą trójkę. Gdy tylko ciocia Carmen usłyszała ,że Blake zmienił zdanie to zadzwoniła od razu po moich rodziców aby podjąć wspólnie decyzje.
   -Co wy na to ?- Zapytał wujek Miles.
   -Może być.- Odparła Mili.
   -W takim razie…lecimy jutrzejszym porannym samolotem !- Powiedziała szczęśliwa ciocia. Na twarzy Blake pojawił się złośliwy uśmieszek… już wtedy wiedziałem ,że będzie sprawiał mnóstwo kłopotów.


_____
Od Jemi: Jestem z siebie cholernie dumna :D Rozdział mi się podoba :) To chyba najlepszy który tu napisałam :) Pisało mi się go lekko i przyjemnie :) Mam nadzieję ,że wy też jesteście zadowoleni ;)