niedziela, 1 września 2013

Epilog.



    Kościelne ławy zostały wypełnione po brzegi ludźmi z szkoły. W ostatnim rzędzie siedzieli nauczyciele, którzy lubili Nathana lub nawet nie. Nieco bliżej byłą drużyna w której grali razem z Tylerem. Znalazły się nawet szkolne diwy i gwiazdeczki, wszystkie byłe dziewczyny chłopaka, prócz tej jednej… Ostatniej, która jest teraz z nim. Rodzice usiedli w pierwszym rzędzie. Razem z całą rodziną i Tylerem. Każdy wspominał to co było nie dawno, niektórzy nawet z brunetem nie rozmawiali, ale i tak go kochali. Każdy go kochał.

   Pastor wypowiedział słowa, które mówił na każdym pogrzebie po czym oddał głos bliskim. Na początku do mównicy podeszła niska kobieta, której zapuchnięte oczy były dowodem cierpienia. Przemówiła głosem słabym i łamiącym się, ale wydawało się, że jest tak twarda jak nigdy wcześniej.  Po niej podszedł dyrektor szkoły, kapitan drużyny piłkarskiej, który wspomniał kilka miłych sytuacji i nadeszła kolej dziewczyny, która znała go przez całe życie i wiedziała o nim wszystko.

   Wszystkie oczy wpatrywały się w nią  z niemałym zaciekawieniem, zwłaszcza, że nigdy nie przemawiała publicznie. Widać było, że zacisnęłam mocniej dłonie na obramowaniu mównicy.

   -Nathan był, a właściwie jest kimś więcej niż synem, kolegą z drużyny, uczniem… Dla mnie jest przyjacielem i bratem. Kogoś kogo darzę niesamowitym zaufaniem, osobą której mogę powierzyć największy sekret, która wesprze mnie w każdej chwili i zawsze będzie blisko. To, że odszedł od nas ciałem nie znaczy, że już nigdy nie będzie mnie słuchał. To prawda, nie zobaczę już jego uśmiechu, nie przytuli mnie tak jak zawsze kiedy chciałam móc się wypłakać. Nie usiądzie ze mną przed telewizorem i nie zasłoni własnym ciałem gdy ktoś podniesie na mnie rękę, ale zawsze będzie przyjacielem. Najwierniejszym. Zawsze mnie wysłucha, pomoże, będzie wspierał i czuwał nade mną. – po policzku dziewczyny popłynęła jedna, samotna łza, której nie starła. Podniosła wzrok i spojrzała w oczy wszystkich ludzi. W końcu zatrzymała się na chłopaku, który siedział w pierwszej ławce w czarnym garniturze, który trzymał w dłoni bransoletkę, którą brunetka chciała wrzucić do trumny Nathanowi. Tyler wydawał się nie widzieć nic innego jak oczy dziewczyny.- Ale dzięki niemu poznałam kogoś, kto będzie mi go przypominał na każdym kroku, kto obdarzy mnie choć częściowo tak pięknym uśmiechem i uściskiem, kto ofiarował mi miłość i swoje własne serce. Tak samo jak Nathan. Nie chcę nad nim płakać, bo Nath powiedział przed śmiercią, że… Że nigdy nie mam płakać z jego powodu. Wy też nie płaczcie. Spełnijcie jego prośbę i nie urońcie już teraz żadnej łzy, bo on jest z nami sercem i duszą i zawsze będzie.

    Melisa podeszła do ławki, wzięła w dłoń bransoletkę, którą dostała od Nathana na dwunaste urodziny i podeszłą do otwartej trumny. Powstrzymała płacz, widząc chłopaka w garniturze, bladego jak ściana. Mimo to lekko się uśmiechał. Położyła biżuterię koło dłoni bruneta i wzięła kilka głębokich wdechów po czym podeszła do swojej ławki. Usiadła powoli i ostrożnie po czym ukryła twarz w torsie Tylera.

    -Świat już nie  będzie tak piękny.- wyszeptała.

    - Racja. Ale możemy postarać się by choć na chwilę stał się bardziej kolorowy.- odparł szatyn całując delikatnie dziewczynę w czubek głowy.

______
 Od Akwamaryn:Jak się czujecie po epilogu? Ja w sumie kiedy go pisałam to czułam się jakbym właśnie kończyła coś ważnego. Powiem wam, że chyba tak jest. Ten blog był dla mnie bardzo ważny. Ciężko pisało mi się już samą końcówkę ze względu, że nie miałam weny zbytnio, ale myślę, że się nie zawiedliście. Jestem wdzięczna tym, którzy czytali całego bloga i byli z nami od początku. Jesteście kochani<3 Jemi ciebie też kocham<3 i Wiesz to bardzo dobrze. Bez ciebie nic by nie było takie jakie jest.

Od Jemi: Za każdym razem kiedy kończę jakiegoś bloga czuję się tak jakbym traciła przyjaciela. Tak jakbym opuszczała wszystko co dotychczas było moim światem. Robię to po raz kolejny z ciężkim bólem serca. Jednak wszystko ma swój koniec. Jak zwykle każdy blog prowadzony z Akwamaryn pozwolił mi się rozwijać ale i także dobrze spędzić czas- Ja też cię kocham mała <3 Miałyśmy wzloty i upadki, ale chcę gorąco podziękować tym którzy zostali z nami do końca. Jesteście najlepsi :)


"Tak wiele za nami, ale jeszcze tyle przed nami"



Zapraszamy na naszego nowego bloga: Droga do obłędu wiedzie przez samotność

czwartek, 29 sierpnia 2013

27.Już na wieki.



Tyler

Nie chciałem nikogo okłamywać, a już zwłaszcza Nathana, ale Melisa tak bardzo prosiła. Obiecywała, że sama mu to powie w odpowiednim momencie. Tyle tylko, że ten moment chyba nigdy nie nadejdzie.
   Usiadłem wygodnie na metalowym krześle obok łóżka przyjaciela i spojrzałem na niego wyczekująco.
   -Jeśli chcesz zdążyć zanim Melisa wróci to lepiej się sprężaj. Ona nie opuszcza cię na krok. Nawet dla rodziców nie ma czasu. Co jest?- spytałem nie wysilając się na uśmiech. Żadnemu z nas nie było do śmiechu, ale każdemu z innego powodu.
   -Kochasz ją prawda? Ale tak z całego serca. Tak naprawdę.- nie odpowiedziałem. Oczywiście, że kochałem Mili, a on doskonale znał moja odpowiedź.- Nie pozwól nikomu jej skrzywdzić. Nie pozwól by płakała kiedykolwiek z mojego powodu.- utkwiłem wzrok w drzewie stojącym za oknem. Strasznie dziś padało. Zmrużyłam oczy myśląc nad słowami chłopaka, ale nic nie umiałem pojąć.
   -Przecież wiesz, że tak się nie da. Wiesz jaka ona jest. Ryczy z byle jakiego powodu. Starczy, że ją nastraszysz, a ona popada w popłoch.- moje słowa najwidoczniej zraniły Nathana bo tylko zacisnął dłoń na prześcieradle. Szybko jednak się rozluźnił i wziął głęboki wdech.
  -Wiem i dlatego masz na to nie pozwolić jasne? Moi rodzice… Oni… Po prostu czasem do nich zajrzyj, pogadaj, powspominaj. Bądź przy nich, przy Blake’u i przy Melisie. Nie zapomnij też o Kayli.- teraz to ja zacisnąłem zęby i musiałem się porządnie skupić by nie palnąć czegoś głupiego. Cały czas miałem przed oczyma płaczącą Melisę. To jak strasznie cierpiała kiedy wracaliśmy od Kay. Ledwo się pozbierała dla Nathana.
   -Co ty pieprzysz?! Sam będziesz to robił! Lekarze mówią, że z tego wyjdziesz, niedługo zaczną odstawiać kroplówkę i leki przeciwbólowe. Nie myślisz jasno. Okey? Ja zapomnę o tej rozmowie jeśli nic nie piśniesz Melisie. Nie pieprz więcej takich głupot. – warknąłem podnosząc się i kierując w stronę wyjścia.
   -Tyler…- usłyszałem zbolały głos przyjaciela kiedy stałem już przy drzwiach i łapałem za klamkę od drzwi. – Przepraszam was za wszystko co zrobiłem. Zajmij się nią.- przez chwilę się zawahałem. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech.
   -Sam się nią zajmiesz.- odparłem tak cicho, że zapewne tego nie usłyszał po czy wyszedłem na szpitalny korytarz.


Melisa

    Zagryzłam mocniej wargę słysząc kolejne słowa. Nie chciałam ich podsłuchiwać, ale jaki miałam wybór? Myśleli, że będę piętnaście minuta zastanawiać się nad jednym batonikiem albo nad tym czy zapłacić drobnymi czy banknotem?
   Wezbrała we mnie złość. Miałam się o tej rozmowie nie dowiedzieć, bo tak było by łatwiej dla wszystkich? Bo płaczka Melisa zaraz popadła by w panikę? Może i tak, ale przynajmniej nie udawałabym, że wszystko jest okey.
  -Dupek.- warknęłam kiedy tylko Tyler stanął przede mną z lekko rozchylonymi ustami. – Zaraz ci mucha wleci.- bąknęłam po czym weszłam do sali na której leżał Nathan.
   - No i gdzie mój batonik?- spytał brunet poprawiając sobie poduszkę. W pierwszej chwili chciałam na niego nawrzeszczeć, ale co miałam zrobić? Nie umiałam. Usiadłam na skraju łóżka i wręczyłam mu to o co prosił po czym spojrzałam na jego rozpromienioną twarz. Nie wiem czy udawał, czy nie, ale w końcu i tak musiał się dowiedzieć. Taka była kolej rzeczy.
   -Nathan… Muszę ci coś powiedzieć. To bardzo ważne i wiem, że mnie znienawidzisz, ale…- westchnęłam. Po co były te kłamstwa? Poczułam jak ktoś ściska mnie od tyłu i głęboko oddycha. Jego klatka piersiowa unosiła się równomiernie, a spokojny oddech dodawał mi sił. Do oczu napłynęły mi łzy. Nathan spojrzał gdzieś za mnie i nagle zamarł. Nic nie powiedziałam, ale za to zrobił to Tyler. Nie umiałam rozpoznać słów, ani ich znaczenia. Siedziałam na białej pościeli z spuszczoną głową, po moich policzkach płynęły łzy, które skapywał na prześcieradło.
   -Nie możliwe. To… Nie… Kayla?- spojrzałam kuzynowi w oczy po czym wyrwałam się Tylerowi i  mocno do niego przywarłam. Płakałam w jego rękaw co jakiś czas przepraszając. Byłam jak małpka, która przykleiła się do chłopaka i nie chciała puścić.  Nie wiem ile czasu tak leżeliśmy. Ja ryczałam, Nathan płakał i co chwilę zanosił się szlochem, ale mocno mnie do siebie przyciskał. Kiedy jego uścisk zelżał tak bardzo, że go już nie czułam, a ktoś wziął mnie na ręce i wyniósł z pomieszczenia nie reagowałam. Słyszałam tylko przeraźliwy krzyk lekarzy, że potrzebna jest operacja, że jest za późno. Potem ktoś tak głośno krzyczał i płakał, że bolały mnie uszy, ktoś ściskał mnie do siebie, a krople jego łez kapały na moją twarz. Ja  tylko patrzyłam szeroko otwartymi oczyma  w ciemne i załzawione oczy Tylera.
    Nikt nic nie mówił i nawet kiedy się otrząsnęłam, wstała i przeszłam przez korytarz gdzie siedzieli rodzice, ciocia i wujek, Blake… Nikt na mnie nie spojrzał. Wszyscy się ściskali, a Blake… On płakał. Siedział w wnęce koło windy i niezdarnie odgarniał słone łzy. Szeptał coś do siebie nie mogąc złapać oddechu na dłuższy czas niż kilka sekund.
   -Mili…- wyszeptał szybko wstając i rzucając mi się na szyję. – Przepraszam. Byłem taki okrutny dla was. Jestem dupkiem. Czemu nie zdążyłem go przeprosić?- spojrzałam mu w oczy i wytarłam różowe policzki. Jego zielone oczy były już czerwone od płaczu i patrzył na mnie z taki bólem, że nie umiałam na niego nakrzyczeć.
   -Wszystko będzie dobrze. Kocham cię.- wyszeptałam mu do ucha, kiedy ktoś do nas podszedł i mocno nas oboje do siebie przytulił.- Ciebie tez kocham.- powiedziałam kiedy ugięły się pode mną kolana, ale silne ramiona Tylera mnie podtrzymały.
   -Teraz będą razem. Już na wieki.

____
Od Akwamaryn: Kolejny krótki z mojej strony. Wena mi coś nie dopisuje. Przepraszam. Jeszcze tylko epilog i kończymy. Mam nadzieję, że wszystko rozumienie, bo niczego nie powiedziałam w sumie w prost tak jak należało.
  

środa, 28 sierpnia 2013

26. Muszę z tobą porozmawiać.

Nathan


           Wyprostowałem się w krześle na którym siedziałem i przymknąłem powieki. Byłem na siebie zły. Nathan siedzący przede mną poklepał mnie po ramieniu mówiąc:
   -To etap życia każdego człowieka. W końcu musi dorosnąć.- Spojrzałem na jego niewinną twarz.
   -Muszę się przejść.- Mruknąłem wstając. Chłopiec pokiwał mądrze głową i odwrócił się do mnie tyłem. Westchnąłem.
Szedłem przed siebie. Przez ogromny ogród który wydawał się nie mieć końca, a przez moją głowę przewijały się wspomnienia. Rodzice, przyjaciele. To wszystko przez ostatni czas było tak odległe. Nathan uświadomił mi, że gdy tylko dojrzałem zupełnie zapomniałem o tym co było kiedyś, że skupiłem się tylko na sobie…a ludzie dookoła mnie cierpieli z tego powodu.
Chciałem im powiedzieć tak wiele ale nie mogłem. Nagle stanąłem w miejscu.
   -Muszę się dowiedzieć jak stąd wyjść.- Gwałtownie zawróciłem i w biegu zacząłem szukać wzrokiem białego stolika, a przy nim chłopca. Biegłem jak najszybciej potrafiłem ale ciągle byłem w tym samym miejscu. Coraz trudniej mi się oddychało. Zatrzymałem się. Jednak nic się nie zmieniło. Moje płuca odmawiały posłuszeństwa. Upadłem. Starałem się złapać powietrze ale nie mogłem. Czułem się jak ryba wyrzucona na brzeg morza. Chciałem krzyczeć ale nie mogłem…i wtedy przeraźliwie błękitne niebo oraz soczyście zielona trawa zaczęły blednąć. Moje oczy zachodziły mgłą, a ja czułem, że po prostu umieram.
   -Masz ostatnią szansę…-Usłyszałem gdzieś nad sobą i wtedy wszystko zniknęło.

                  Gwałtownie zaczerpnąłem powietrza automatycznie otwierając oczy. Szybko je zamknąłem a uszy zakryłem dłońmi. Po moim ciele rozniósł się ogromny ból. Zacisnąłem zęby. Głowa wręcz mi pulsowała. Wielki hałas rozrywał mi bębenki. Z mojego gardła wydobywał się charczący dźwięk.
   -Słyszysz mnie?!- Wrzeszczał ktoś wprost do mojego ucha. Myślałem, że za chwile mnie rozerwie i wtedy w jednej chwili wszystko zupełnie ucichło. Został tylko ćmiący ból całego ciała, a ja głośno dyszałem. Stała nade mną dwójka ludzi. Mężczyzna w kitlu i kobieta trzymająca mnie za rękę. Spojrzałem przerażony na to co robi i już chciałem ją wyrwać kiedy usłyszałem spokojny męski głos.
   -Nie martw się Amanda chce tylko zaaplikować ci leki przeciwbólowe. Kiedy się wybudzałeś wyrwałeś wszystkie kroplówki.- Mój oddech powoli zaczął się wyrównywać.
   -Co się ze mną działo?- Zapytałem.
   -W nocy z trzeciego na czwartego sierpnia zostałeś pobity. Jakiś przechodzień cię znalazł i przewieziono cię do szpitala. Tutaj przeszedłeś poważną operację która uratowała ci życie. Jednak zapadłeś w śpiączkę. Dziś się wybudziłeś. Jest dwudziesty sierpnia.-Nagle zacząłem sobie wszystko przypominać. Kłótnia z przyjaciółmi na lotnisku. Samotny spacer.- Masz połamane kilka żeber, złamaną nogę i sporo ran ciętych. Jak mówiłem jesteś po ciężkiej operacji. Musisz o siebie teraz dbać. Żadnych gwałtownych ruchów. Jeżeli czegoś potrzebujesz używaj dzwonka. Teraz powinieneś iść spać, musisz dużo odpoczywać.
   -Panie doktorze.- Powiedziałem w momencie gdy już miał wychodzić.- Co z moją rodziną i przyjaciółmi?
   -Czuwają przy tobie każdego dnia. Zaraz ich poinformujemy, że się wybudziłeś ale teraz odpoczywaj.- Chciałem natychmiast zaprotestować ale nagle zmorzył mnie twardy sen.


***


               Nieprzerwanie słyszałem ciche pikanie. Powoli otworzyłem oczy. Rozejrzałem się dookoła.
   -A więc to jednak nie był sen- Wychrypiałem. Wziąłem głęboki wdech jednak już po chwili tego pożałowałem. Po moim ciele rozniosła się dzika fala bólu. Jęknąłem jednocześnie zaciskając pięści. Odwróciłem delikatnie głowę w lewo. Kroplówka była pusta. Leki przeciwbólowe przestały działać. Zaciskając zęby wyciągnąłem rękę po dzwonek.
Leżałem w kompletnym bezruchu błagając o jak najszybsze przyjście pielęgniarki płytko oddychając. Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi.
   -Dzień dobry. Jak się czujemy?- Zapytała pogodnie kobieta.
   -Dzień dobry. Kiepsko. Mogę poprosić o jakieś leki przeciwbólowe?- Wycharczałem. Ta natychmiast przytaknęła mi głową i zabrała się do roboty. Kiedy skończyła poinformowała mnie, że za jakieś pięć minut ból przestanie mi tak doskwierać.
Patrzyłem na sufit w milczeniu. Nawet przełykanie śliny wiązało się z cierpieniem. Starałem się nie poruszać. Leżąc w tej bezsilności obiecałem sobie, że zemszczę się na tych którzy mi to zrobili. Szukałem w pamięci obrazów z tamtych wydarzeń. Jedynym skutkiem moich rozmyślań był ból głowy.
Miałem ochotę krzyczeć ze złości. Byłem kompletnie unieruchomiony. Tak bardzo pragnąłem zobaczyć moich bliskich ale nie mogłem. Chciałem chociażby wstać i móc wyjrzeć przez okno. Nawet tego nie mogłem zrobić.
Poczułem zimny powiew wiatru który nieznośnie przypomniał mi o mojej samotności.
                    Najpierw do moich uszu przedzierały się pojedyncze słowa, które z czasem zaczęły się zamieniać w sensowne zdania:
   -Musimy mu o tym powiedzieć.- Powiedział stanowczo chłopak.
   -On się załamie…nie możemy zrobić tego teraz kiedy…- Odparła rozpaczliwie dziewczyna. Otworzyłem oczy i spojrzałem po przyjaciołach. Na twarzy Melisy pojawił się ogromny uśmiech. Szybko podniosła się ze swojego miejsca i mnie przytuliła.
Cicho jęknąłem.
   -Och przepraszam, nie chciałam ci sprawić bólu. Tak się cieszę, że do nas wróciłeś!- Powiedziała głośno, całując mnie w czubek głowy. W moim sercu nagle zrobiło się ciepło.
   -Ja też się cieszę, że was widzę. Przepraszam was za wszystko…zachowałem się jak kompletny dupek…-Tyler natychmiast przerwał mi machnięciem ręki.
   -Przestań. Już nikt o tym nie pamięta. Po raz pierwszy mam ochotę cię pocałować.- Powiedział radośnie brunet klepiąc mnie po ramieniu. Cicho się zaśmiałem, a Melisa czule na nas spojrzała.
   -Kiedy tylko się dowiedzieliśmy, że się wybudziłeś, natychmiast przyjechaliśmy.- Mruknęła Mili.
   -Najpierw próbowałem ją zrozumieć przez telefon. Krzyczała jak szalona coś o śnie i mięśniaku. Aż zrobiłem się zazdrosny. Kiedy tylko stąd wyjdziesz zacznę chodzić z tobą na siłownie.- Ponownie wszyscy się zaśmialiśmy. Mili usiadła na krześle obok mojego łóżka, a Tyler stanął za nią troskliwie obejmując ramionami. Uśmiechnąłem się na ten widok.
   -Ciocia Alice wpadnie za dwie godzinki a wujek wieczorem razem z moimi rodzicami.- Przytaknąłem słowom kuzynki delikatnie się uśmiechając.- Jak się czujesz?- Zapytała czule.
   -Całkiem nieźle.- Skłamałem. Dziewczyna patrzyła mi w oczy. Wiedziała, że kłamie.- Lepiej powiedźcie co u was.
   -Bez zmian.- Oświadczył chłopak.- Sześćdziesiąt procent czasu spędzaliśmy z tobą. Cała reszta to sen i posiłki oraz droga do szpitala. Cieszę się, że się wybudziłeś. Mój tyłek już nie wytrzymywał tego ciągłego siedzenia.- Brunet cicho się zaśmiał a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Melisa pokręciła głową.
   -A co z Kaylą? Poinformowaliście ją?- Mina Tylera natychmiast zrzedła. Zmarszczyłem brwi.- Coś się stało?- Zapytałem.
   -Nie. Kayla bardzo się o ciebie martwiła kiedy tylko się dowiedziała. Co wieczór dzwoni i pyta jak się czujesz. Niestety ma teraz niemałe problemy w domu, nie może przyjechać. Jednak gdy tylko to się skończy natychmiast wsiądzie w pierwszy samolot.- Odpowiedziała szybko Melisa patrząc na mnie z nadzieją w oczach. Zerknąłem na Tylera, a ten po chwili przytaknął.
   -Nie chcieliśmy cię tym martwić.- Dodał brunet. Szeroko uśmiechnąłem się do przyjaciół.
Mili i Tyler zostali do wieczora na przemian mnie doprowadzając do śmiechu i łez. Wspominaliśmy. Niektóre wspomnienia bolały a inne cieszyły. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy, jednocześnie wybaczając. W między czasie odwiedziła mnie również zapłakana mama która ciągle poprawiała mi poduszkę i powtarzała, że strasznie mnie kocha. Tata przyjechał nieco później zamykając w niedźwiedzim uścisku. Wujek Miles i ciocia Carmen przemycili cztery tabliczki czekolady poprawiając tym wszystkim humor. Ku zaskoczeniu zebranym pojawił się nawet Blake, przepraszając za swoje wcześniejsze zachowanie.
Siedzieliśmy wszyscy razem do późnego wieczora bez przerwy rozmawiając i się śmiejąc. Wchodząc do sali można było wyczuć ogromną miłość jaką darzyła się nasza rodzina. Czuć ją było w każdym czułym słowie i spojrzeniu. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem a sala nagle opustoszała.


***


                  Piaszczysta plaża skąpana słońcem. Ogromne ,spokojne morze. Poczułem przyjemny materiał pod swoimi rękami. Zerknąłem w dół. Siedziałem na ogromnym niebieskim kocu. Nagle ktoś delikatnie dotknął mojej dłoni. Spojrzałem w niebieskie oczy blondynki.
   -Tak bardzo cię kocham.- Mruknąłem nieświadomie. Usta dziewczyny wygięły się w uśmiechu.
   -Wiem.- Dziewczyna nagle posmutniała. Dotknąłem ręką jej ramienia a ta instynktownie schowała się w moich ramionach.- Wiesz, że muszę odejść ?- Zapytała.
   -Nie pozwolę ci na to.- Odparłem.
   -Pozwolisz.- Mruknęła. Poczułem jak mnie od siebie odsuwa.- Muszę już iść.
   -Proszę, nie idź.
   -Muszę. My nie możemy być razem Nathan...dobrze o tym wiesz. Byłam tylko chwilą której nadszedł kres.
   -Kayla…ja…

Natychmiast poderwałem się ze swojego miejsca przypłacając to po chwili ogromnym bólem.
   -Matko…-Jęknąłem kładąc się ponownie na łóżku. Zacząłem się zastanawiać nad sensem snu. Czułem, że stało się coś niedobrego. Nie miałem jednak na to zbyt wiele czasu, do sali wpadli Tyler i Melisa. Dosłownie.
  -O już się obudziłeś.- Powiedziała radośnie szatynka omijając leżącego na ziemi bruneta i całując mnie w policzek.
   -Ja…nie. Ja już nie wnikam.- Mruknąłem patrząc na leżącego na ziemi przyjaciela i uśmiechniętą od ucha do ucha Melisę.
   -Nie próbuj.-Zaśmiała się dziewczyna.- Jak się dziś czujesz mamucie?
                Spojrzałem na zamykające się za dziewczyną drzwi. Tyler usiadł na krześle przy mnie, a ja wbiłem wzrok we własne ręce.
  -Chciałeś się jej po prostu pozbyć, prawda? Nie wysłałeś jej po coś słodkiego bo miałeś po prostu na to ochotę.- Stwierdził. Przytaknąłem mu skinieniem głowy.
   -Muszę z tobą porozmawiać.- Chłopak zmarszczył brwi.


____
Od Jemi: Rozdział pisało mi się niezwykle szybko i przyjemnie :) Uważam, że nie jest wybitnie dobry ale całkiem mi się podoba. Co wy na to? :D 


niedziela, 25 sierpnia 2013

25.-Przyrzekam, że nigdy cię nie opuszczę. Nigdy.



Melisa


             Boże… Boże czemu mi to robisz?! Czym on sobie zasłużył?  Ukryłam twarz w dłoniach siadając na jednym z krzeseł. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu po czym mocno mnie objął. Odruchowo się wyrwałam, wstałam i stanęłam pod ścianą. Osunęłam się po niej po czym otarłam łzy z policzków. To takie niesprawiedliwe.
   -Mili wszystko będzie dobrze.- po raz kolejny powtórzył Tyler. Czułam jak wszystko się we mnie gotuję. Chciałam tylko żeby sobie poszedł i dał mi święty spokój. Chciałam być sama i móc spokojnie popłakać nie przejmując się, że wszyscy na mnie patrzą.
  -Nie! Cholera! Nic nie będzie dobrze!- wrzasnęłam, zalewając się  łzami. Nie umiałam się powstrzymać. To było ponad moje siły. Potrzebowałam teraz przyjaciela, takiego jak Nathan, jak James, jak Kayla, a nie Tylera, który nie był obiektywny.
  Jego zbolałe spojrzenie mówiło wszystko. Mimo to zmarszczył tylko czoło i pokręcił głową na znak, że nie dopuszcza do siebie takiej myśli.
   -Przepraszam. Nie chciałam.- wyszeptałam, łapiąc za jego dłoń, która teraz głaskała mój policzek. Widziałam, że tak samo jak ja cierpi w środku, ale stara się być twardy. Dla mnie. Oczy zaszły mu łzami i poczerwieniały, usta wyschły mu na wiór i momentalnie zapragnęłam je nawilżyć swoimi. Tak, moje fizjologiczne przemyślenia.
  -Wiem. Musisz być twarda. Dla niego.- podszedł do lekarza, coś spytał po czym wrócił do mnie i ucałował mnie w czoło. Przeszedł mnie dreszcz. Nie wiem co go spowodowało. Czy strach, czy może ból jaki w tym momencie mi towarzyszył. – Idź tam.- spojrzałam na rodziców Nathana. Siedzieli wtuleni w siebie i coś szeptali. Zapewne mówili sobie to samo co ciągle postarzał mi Tyler.
   Przeszłam przez korytarz zaciskając mocniej zęby by nie uronić ani łzy kiedy mijałam rodziców mojego kochanego kuzyna. Popchnęłam białe drzwi i weszłam do pokoju skąpanego w bieli. Na środku pomieszczenia stało metalowe łóżko, a pod pierzastą pościelą leżał brunet. Oczy miał zamknięte i może już nigdy ich nie otworzy. Odgoniłam od siebie tę myśl.
   Przeżyje. Przeżyje dla mnie, Kayle, Tylera, rodziców…. Będzie walczył. Musi.
  Jednak te wszystkie kabelki, które monitorowały jego pracę serca, te wszystkie siniaki, złamania, rany na twarzy i ciele sprawiały, że chciałam paść na zimną posadzkę i się rozpłakać jak dziecko. Wiedziała, że wszyscy mnie obserwują zza uchylonych drzwi i czekają co zrobię, a ja tylko stałam na środku i patrzyłam na niego. Klatka piersiowa Nathana ledwo się unosiła, a lekko rozchylone usta sprawiały, że wydawałoby się, że śni i to najpiękniejszy z snów.
   -Nathan.- wyszeptałam łamiącym się głosem po czym podeszłam do niego i ścisnęłam jego dłoń. Moje palce wręcz nikły w jego i ledwo wyczuwałam to, że mnie dotyka. Był jak kartka papieru. Jakby zaraz miał się unieść i odlecieć lub podrzeć na kawałeczki. – Nie uwierzysz, ale wybaczam ci wszystko. Wszystko co złe i okropne. Wybaczam ci, jeśli tylko ty wybaczysz mi i się obudzisz. Powiesz, że jest okey. Nathan… Proszę…- moje słowa więzły mi w gardle z każdym kolejnym wdechem. Szybkim ruchem otarłam łzy i zagryzłam dolną wargę tak mocno, aż pociekła z niej krew. Piekło, ale to był żaden ból w porównaniu z tym co przechodzi on. – Kocham cię.- wyszeptałam pozwalając popłynąć łzom. Usiadłam na krześle i siedziałam tak kilka bitych godzin ciągle tylko głaszcząc to jego czoło to jego rany na torsie.
   -Mili musimy iść…- dobiegł mnie głos za moimi plecami. Powoli wstałam i bez oporów pozwoliłam Tylerowi objąć się i wyprowadzić z pomieszczenia. Zaraz po mnie weszli tam ciocia i wujek. Ona ciągle płakała tak jak ja, a on tylko powtarzała. ,, wszystko będzie dobrze’’. Czy właśnie tak będę wyglądać w przyszłości z Tyleram?
   -Kayle… Musimy ją tu ściągnąć. Daj telefon.- powiedziałam wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
   -Już dzwoniłem. Nie odbiera. Nagrałem jej się na skrzynkę pocztową, ale nie wiem kiedy ją odsłucha.- zmarszczyłam brwi i oblizałam wargi nieco sfrustrowana.
   -To jedziemy do niej.- powiedziałam po długiej chwili ciszy. Szatyn spojrzał na mnie zaskoczony i zmarszczył brwi.- Wiem, że to szalony pomysł. Ona mieszka na drugim krańcu kraju, ale jakie mamy wyjście? Znajdę tylko adres w dzienniku Nathana. Choć.- pociągnęłam chłopaka za sobą nie pozwalając mu dojść do słowa.


***


       Wtuliłam się w ramię Tylera powstrzymując kolejną falę łez. Nie mogłam ciągle płakać, bo jeszcze ktoś w samolocie pomyśli, że powariowaliśmy. To tylko pół godziny lotu, a ja czułam się jakby czas zwolnił.
   -Jak wyzdrowieje to będzie musiał mi obiecać, że załatwi mi bilet w pierwszym rzędzie na wasz mecz.- zapomniałam wspomnieć. Tyler i Nathan grają w drużynie piłki nożnej. Są nieźli, ale ta liga stoi tak nisko, że mało kto się nimi interesuje.
   -Właśnie. Nigdy cię jakoś nie widziałem na meczu, a podobno przyjaźnicie się od zawsze.- uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze razem, nierozłączni. Czasem nawet kąpaliśmy się razem i to nie tylko jak mieliśmy po trzy latka. Ostatnio pamiętam to zajście gdy mieliśmy po czternaście lat. Nie wstydziliśmy się siebie. W żadnym wypadku. Kiedy dostawałam piątki z biologii śmiał się, że to dzięki niemu poznałam przyrządy rozrodcze męskie. Wszyscy się śmiali prócz mnie oczywiście.
   - Ja w tym czasie odrabiałam mu lekcje z matematyki.- teraz już nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Pamiętam jak kiedyś na plaży spadły mu kąpielówki. Wszyscy zaczęli na niego krzyczeć, bo miał już dobre szesnaście lat, a ja tylko się uśmiechnęłam. Brakuje mi tego zwariowanego i spontanicznego Nathana. Oczywiście on nadal jest zabawny, ale nie tak jak wtedy gdy mieliśmy po te dwanaście lat. Jak wtedy kiedy razem kąpaliśmy się w wannie. Do niedawna mówiłam sobie, że po prostu zaczął się mnie wstydzić, ale teraz już nie wiem.
  -Przykładna kuzynka. Szkoda, że ja takiej nie mam. – odparł brunet całując mnie w usta.
   -Obiecaj mi, że nigdy nie odejdziesz.- wyszeptałam kierując jego twarz w moim kierunku. Kiedy nasze oczy się spotkały zobaczyłam w jego wzroku smutek.
   -Przyrzekam, że nigdy cię nie opuszczę. Nigdy.- powiedział po czym pocałował mnie po raz kolejny. Tym razem pocałunek był głębszy i tak przesiąknięty pożądaniem i smutkiem, że po moich policzkach popłynęły kolejne łzy.


____
Od Akwamaryn: Nic się w sumie nie dzieje, ale nie miałam kompletnie pomysłu. Powoli brniemy ku końcowi tego bloga, ale nie martwcie się to jeszcze nie koniec :)

sobota, 3 sierpnia 2013

24. Jestem tobą.

Nathan



               Założyłem na głowę kaptur i zamknąłem za sobą drzwi. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić, a nie wytrzymałbym kolejnej bezsennej nocy w domu. Zerknąłem w prawą stronę. Ulica prowadziła do domu Melissy. Pokręciłem przecząco głową. Wiedziałem, że miała mi za złe to co powiedziałem na lotnisku. Ja też byłem na siebie za to zły. Wziąłem głęboki wdech i przymknąłem powieki. Pragnąłem obecności kogoś bliskiego jednak z drugiej strony chciałem być sam. Skręciłem w lewą stronę kierując się do parku. Włożyłem ręce w kieszenie.
              Ciepły leni wiatr tańczył pomiędzy wysokimi drzewami porywając ich liście do lotu. Spojrzałem na rozgwieżdżone niebo, a przez moje myśli przemknęło wspomnienie ostatniej spędzonej nocy z Kaylą.
Leżeliśmy na zimnym pisaku, patrząc na wzburzone fale morza. Nasze ręce były złączone. Blondynka oparła głowę o moje ramię.
   -Myślisz, że się tam nie pozabijają?- zapytała ciągle patrząc przed siebie.
   -Tyler i Mili?- potwierdziła- Nie ale dziś to nie jest ważne.- mruknąłem całując ją w głowę.
Wtedy Kay się lekko uśmiechnęła i mocniej do mnie przylgnęła.
   -Nathan…nie chcę wyjeżdżać.
   -Też tego nie chcę.- odparłem.
   -Wiesz, że muszę.
   -Wiem.
   -Obiecujesz, że kiedy oboje wrócimy nadal będzie tak samo?- spojrzałem jej w oczy i po raz pierwszy szczerze wypowiedziałem to słowo.
   -Obiecuję.
Otworzyłem oczy. Parkowa ścieżka ciągnęła się przede mną długim pasmem. Nagle sobie zdałem sprawę, że to co robię nie ma sensu. Postanowiłem wrócić do domu i zadzwonić do Kayli. Chciałem powiedzieć, że potwornie mi jej brakuje oraz, że chcę się z nią jak najszybciej zobaczyć. Choćby teraz. W środku nocy.
Gdy miałem się już odwrócić poczułem na swojej szyi ciepły oddech. Nie mogłem się ruszać. Wokoło mnie zebrało się kilka wysokich postaci. Ostatnie co usłyszałem to:
   -Czuje twój strach…-całej reszty nie pamiętam.


***


             Do dużego budynku szpitala wbiegła ekipa ratowników wioząc pacjenta. Pielęgniarki i lekarz byli gotowi, natychmiast go przejęli starając się uzyskać jak najwięcej informacji.
   -Chłopak około osiemnastu lat. Znaleziono go w parku. Pobity. Uszkodzenia wewnętrzne. Dużo ran ciętych. Stracił wiele krwi.
   -Co z rodziną?- zapytała jedna z pielęgniarek.
   -Szukali go. Nie wrócił na noc do domu. Poinformowani. Już jadą.- krzyknął jakiś mężczyzna.
            Po długim korytarzu chodziła średniego wzrostu szatynka. Na krzesłach niedaleko niej siedziała kobieta z mężczyzną. Nagle na korytarz wszedł szybkim krokiem dobrze zbudowany chłopak. Przywitał się a następnie zamknął w uścisku zdenerwowaną dziewczynę.
   -Wszystko będzie dobrze…-powtarzał nieustannie chowając twarz w jej włosach.- Wszystko będzie dobrze.
            Operacja przeciągała się w nieskończoność. Mijały minuty. Godziny.
Nagle z sali wyszedł lekarz. Dziewczyna poderwała się do góry wymagając od niego wszelkich informacji.
   -Stan jest stabilny…-głos lekarza jednak nie wróżył nic dobrego.-…jednak…
   -Nie…-jęknęła kobieta.
   -Przykro mi. Podczas operacji było dużo powikłań. Nie udało nam się wybudzić pacjenta. Zapadł w śpiączkę.
Na korytarzu panowała zupełna cisza. Lekarz zamrugał kilka razy.
   -Nie wiemy jak to długo potrwa. Musimy czekać.


***


               Tyle drzew. Miękka trawa. Uniosłem głowę do góry. Ciepłe promienie słońca oświetliły moją twarz. Moje usta wygięły się w uśmiechu. Niebo było idealnie błękitne. Poczułem zapach dojrzewających jabłek i gruszek. Rozejrzałem się dookoła. Sad. Byłem w ogromnym sadzie. Powoli wstałem ze swojego miejsca. W cieniu dostrzegłem duży okrągły, biały stół, a wokoło mnóstwo krzeseł. Ruszyłem w tamtą stronę gdy nagle zdałem sobie sprawę, że już ktoś tam siedzi. Zatrzymałem się. Postanowiłem podejść i zapytać jak się tu znalazłem.
   -Przepraszam!- krzyknąłem już z daleka. Chłopiec jednak siedział niewzruszony. Ponowiłem próbę jednak bez rezultatów. Będąc koło niego ścisnąłem jego ramię. Wolno odwrócił się w moją stronę. Wydawał mi się dziwnie znajomy.
   -Jak dobrze cię znowu widzieć.- mruknął delikatnie się do mnie uśmiechając. Spojrzałem na niego zakłopotany. Był mi znajomy ale zupełnie nie potrafiłem sobie przypomnieć kim jest.
   -Wybacz ale cię nie pamiętam.

   -Już dawno mnie pogrzebałeś.- odparł smutnym głosem. Zdezorientowany nadal patrzyłem na niego z zakłopotaniem.- Jestem tobą, tobą z dzieciństwa. 


___
Od Jemi: Przepraszam za tak długą przerwę między rozdziałami. To moja wina. Akwamaryn sprawnie pisze rozdziały a ja ją spowalniam ale mam zawalone wakacje i zero czasu na pisanie. Rozdział jest krótki ale mi się podoba :) A wam ? :)
Pozdrawiam i kocham! ;*