niedziela, 25 sierpnia 2013

25.-Przyrzekam, że nigdy cię nie opuszczę. Nigdy.



Melisa


             Boże… Boże czemu mi to robisz?! Czym on sobie zasłużył?  Ukryłam twarz w dłoniach siadając na jednym z krzeseł. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu po czym mocno mnie objął. Odruchowo się wyrwałam, wstałam i stanęłam pod ścianą. Osunęłam się po niej po czym otarłam łzy z policzków. To takie niesprawiedliwe.
   -Mili wszystko będzie dobrze.- po raz kolejny powtórzył Tyler. Czułam jak wszystko się we mnie gotuję. Chciałam tylko żeby sobie poszedł i dał mi święty spokój. Chciałam być sama i móc spokojnie popłakać nie przejmując się, że wszyscy na mnie patrzą.
  -Nie! Cholera! Nic nie będzie dobrze!- wrzasnęłam, zalewając się  łzami. Nie umiałam się powstrzymać. To było ponad moje siły. Potrzebowałam teraz przyjaciela, takiego jak Nathan, jak James, jak Kayla, a nie Tylera, który nie był obiektywny.
  Jego zbolałe spojrzenie mówiło wszystko. Mimo to zmarszczył tylko czoło i pokręcił głową na znak, że nie dopuszcza do siebie takiej myśli.
   -Przepraszam. Nie chciałam.- wyszeptałam, łapiąc za jego dłoń, która teraz głaskała mój policzek. Widziałam, że tak samo jak ja cierpi w środku, ale stara się być twardy. Dla mnie. Oczy zaszły mu łzami i poczerwieniały, usta wyschły mu na wiór i momentalnie zapragnęłam je nawilżyć swoimi. Tak, moje fizjologiczne przemyślenia.
  -Wiem. Musisz być twarda. Dla niego.- podszedł do lekarza, coś spytał po czym wrócił do mnie i ucałował mnie w czoło. Przeszedł mnie dreszcz. Nie wiem co go spowodowało. Czy strach, czy może ból jaki w tym momencie mi towarzyszył. – Idź tam.- spojrzałam na rodziców Nathana. Siedzieli wtuleni w siebie i coś szeptali. Zapewne mówili sobie to samo co ciągle postarzał mi Tyler.
   Przeszłam przez korytarz zaciskając mocniej zęby by nie uronić ani łzy kiedy mijałam rodziców mojego kochanego kuzyna. Popchnęłam białe drzwi i weszłam do pokoju skąpanego w bieli. Na środku pomieszczenia stało metalowe łóżko, a pod pierzastą pościelą leżał brunet. Oczy miał zamknięte i może już nigdy ich nie otworzy. Odgoniłam od siebie tę myśl.
   Przeżyje. Przeżyje dla mnie, Kayle, Tylera, rodziców…. Będzie walczył. Musi.
  Jednak te wszystkie kabelki, które monitorowały jego pracę serca, te wszystkie siniaki, złamania, rany na twarzy i ciele sprawiały, że chciałam paść na zimną posadzkę i się rozpłakać jak dziecko. Wiedziała, że wszyscy mnie obserwują zza uchylonych drzwi i czekają co zrobię, a ja tylko stałam na środku i patrzyłam na niego. Klatka piersiowa Nathana ledwo się unosiła, a lekko rozchylone usta sprawiały, że wydawałoby się, że śni i to najpiękniejszy z snów.
   -Nathan.- wyszeptałam łamiącym się głosem po czym podeszłam do niego i ścisnęłam jego dłoń. Moje palce wręcz nikły w jego i ledwo wyczuwałam to, że mnie dotyka. Był jak kartka papieru. Jakby zaraz miał się unieść i odlecieć lub podrzeć na kawałeczki. – Nie uwierzysz, ale wybaczam ci wszystko. Wszystko co złe i okropne. Wybaczam ci, jeśli tylko ty wybaczysz mi i się obudzisz. Powiesz, że jest okey. Nathan… Proszę…- moje słowa więzły mi w gardle z każdym kolejnym wdechem. Szybkim ruchem otarłam łzy i zagryzłam dolną wargę tak mocno, aż pociekła z niej krew. Piekło, ale to był żaden ból w porównaniu z tym co przechodzi on. – Kocham cię.- wyszeptałam pozwalając popłynąć łzom. Usiadłam na krześle i siedziałam tak kilka bitych godzin ciągle tylko głaszcząc to jego czoło to jego rany na torsie.
   -Mili musimy iść…- dobiegł mnie głos za moimi plecami. Powoli wstałam i bez oporów pozwoliłam Tylerowi objąć się i wyprowadzić z pomieszczenia. Zaraz po mnie weszli tam ciocia i wujek. Ona ciągle płakała tak jak ja, a on tylko powtarzała. ,, wszystko będzie dobrze’’. Czy właśnie tak będę wyglądać w przyszłości z Tyleram?
   -Kayle… Musimy ją tu ściągnąć. Daj telefon.- powiedziałam wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
   -Już dzwoniłem. Nie odbiera. Nagrałem jej się na skrzynkę pocztową, ale nie wiem kiedy ją odsłucha.- zmarszczyłam brwi i oblizałam wargi nieco sfrustrowana.
   -To jedziemy do niej.- powiedziałam po długiej chwili ciszy. Szatyn spojrzał na mnie zaskoczony i zmarszczył brwi.- Wiem, że to szalony pomysł. Ona mieszka na drugim krańcu kraju, ale jakie mamy wyjście? Znajdę tylko adres w dzienniku Nathana. Choć.- pociągnęłam chłopaka za sobą nie pozwalając mu dojść do słowa.


***


       Wtuliłam się w ramię Tylera powstrzymując kolejną falę łez. Nie mogłam ciągle płakać, bo jeszcze ktoś w samolocie pomyśli, że powariowaliśmy. To tylko pół godziny lotu, a ja czułam się jakby czas zwolnił.
   -Jak wyzdrowieje to będzie musiał mi obiecać, że załatwi mi bilet w pierwszym rzędzie na wasz mecz.- zapomniałam wspomnieć. Tyler i Nathan grają w drużynie piłki nożnej. Są nieźli, ale ta liga stoi tak nisko, że mało kto się nimi interesuje.
   -Właśnie. Nigdy cię jakoś nie widziałem na meczu, a podobno przyjaźnicie się od zawsze.- uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze razem, nierozłączni. Czasem nawet kąpaliśmy się razem i to nie tylko jak mieliśmy po trzy latka. Ostatnio pamiętam to zajście gdy mieliśmy po czternaście lat. Nie wstydziliśmy się siebie. W żadnym wypadku. Kiedy dostawałam piątki z biologii śmiał się, że to dzięki niemu poznałam przyrządy rozrodcze męskie. Wszyscy się śmiali prócz mnie oczywiście.
   - Ja w tym czasie odrabiałam mu lekcje z matematyki.- teraz już nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Pamiętam jak kiedyś na plaży spadły mu kąpielówki. Wszyscy zaczęli na niego krzyczeć, bo miał już dobre szesnaście lat, a ja tylko się uśmiechnęłam. Brakuje mi tego zwariowanego i spontanicznego Nathana. Oczywiście on nadal jest zabawny, ale nie tak jak wtedy gdy mieliśmy po te dwanaście lat. Jak wtedy kiedy razem kąpaliśmy się w wannie. Do niedawna mówiłam sobie, że po prostu zaczął się mnie wstydzić, ale teraz już nie wiem.
  -Przykładna kuzynka. Szkoda, że ja takiej nie mam. – odparł brunet całując mnie w usta.
   -Obiecaj mi, że nigdy nie odejdziesz.- wyszeptałam kierując jego twarz w moim kierunku. Kiedy nasze oczy się spotkały zobaczyłam w jego wzroku smutek.
   -Przyrzekam, że nigdy cię nie opuszczę. Nigdy.- powiedział po czym pocałował mnie po raz kolejny. Tym razem pocałunek był głębszy i tak przesiąknięty pożądaniem i smutkiem, że po moich policzkach popłynęły kolejne łzy.


____
Od Akwamaryn: Nic się w sumie nie dzieje, ale nie miałam kompletnie pomysłu. Powoli brniemy ku końcowi tego bloga, ale nie martwcie się to jeszcze nie koniec :)

2 komentarze:

  1. Według mnie rozdział jest bardzo dobry :) Bardzo ciekawie opisałaś cierpienie bohaterów :) Fajnie, że wróciłaś do wspomnień z dzieciństwa.
    Mam już połowę kolejnego rozdziału ;) Powinien pojawić się na dniach :*
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Nie wiem czy wszystko przeczytałam dobrze, bo tak mi się chce spać,że mi się litery trochę zlewały.

    Powiem tak: zgadzam się z Jemi :)

    Czekam na kolejny rozdział.

    Dobranoc :)

    OdpowiedzUsuń