Melisa
,,Dajcie mi wszyscy święty spokój.’’
Nie wiem czemu, ale te słowa jakoś dziwnie
zraniły mnie. Mimo, że wiedziałam w
jakiej sytuacji jest Nathan to i tak miałam mu za złe, że tak bardzo wyżywa się
na mnie i na wszystkich w koło. Nie starał się nam w ogóle pomóc i miał
wszystko w głębokim poważaniu, bo nie było przy niej Kayle. Szkoda, że miał też
w dupie mnie i moje zdanie.
-Nie martw się, przejdzie mu.- wychrypiał
Tyler głosem przepełnionym dymem tytoniowym. Obiecałam sobie, że zmuszę go by
rzucił palenie choćby to miało graniczyć z cudem.
-Ale mi, już nie koniecznie…- bąknęłam
wstając i podchodząc do rodziców, którzy teraz już stali z wymienionymi
biletami w dłoni. – Możemy wracać? Mam dość.- posłałam wściekłe spojrzenie w
stronę Blake. Chłopak puścił mi oczko po czym poprawił kule i zrobił zbolałą
minę.
-Widzę, że zrozumiałaś swój błąd.- odparła
mama uśmiechając się przyjaźnie. Gdyby tylko wiedziała co teraz czułam do
swojego brata, gdyby wiedziała, że mam ochotę powiesić go za uszy, to chyba by
mnie wyrzuciła przez okno w samolocie.
-Jasne- warknęłam tylko idąc w stronę sali
odlotów. Po drodze zgarnęliśmy Nathana, który szedł w ciszy nawet na mnie nie
patrząc. Już chciałam mu wygarnąć co myślę o jego samolubnym zachowaniu kiedy
jakaś kobieta pchnęła mnie prosto na Tylera. Chłopak złapał mnie w ostatniej
chwili i puścił przed sobą do samolotu. Usiedliśmy na siedzeniach najbliżej
wyjścia, ja pod oknem, on po mojej lewej. Nathan oddalił się prawie na
koniec samolotu, a rodzice oczywiście
zajęli się biednym Blake’m.
-Chciałabym żeby było jak kiedyś. Jak kiedyś
kiedy coś jeszcze znaczyłam dla rodziców, a Blake zachowywał się w miarę
normalnie, jak nastoletni chłopak.- westchnęłam opierając głowę o ramię Tylera,
gdy samolot tylko wbił się w powietrze.
-Ej! Mała, dla mnie jesteś najważniejsza,
a rodzice w końcu zrozumieją, że Blake to kawał szuji. – odparł składając na
mym czole pocałunek. Dziwnie się czułam w jego towarzystwie, słysząc takie
słowa. W końcu nigdy nie byłam z nikim tak naprawdę, nikogo nie darzyłam
większym uczuciem niż przyjaźń, a czułości Tylera wprawiały mnie w nie małe
zakłopotanie.
-Jestem zmęczona…- odparłam tylko
odpływając w błogi sen.
***
Rzuciłam się zmęczona na moje miękkie
łóżko. Hotelowe co prawda były niezłe, ale to tu czułam się naprawdę dobrze.
Kiedy poczułam zapach płynu do prania, który osiadł na pościeli, kiedy
zobaczyłam te liliowe ściany, miałam ochotę zapomnieć o tym co było i zacząć od
początku, od zera. Nie umiałam jednak zapomnieć o świństwie jakie wyrządził mi
Blake. Mój młodszy brat, taki idealny. Szkoda, że ja już dawno straciłam jego
zaufanie. Nie mogłam mu nic powiedzieć, nie mogłam na niego liczyć już od
jakiegoś czasu. Straciłam tego braciszka, który był zawsze przy mnie gdy go
potrzebowałam. Może teraz to dziwne, ale kiedyś go kochałam.
Złapałam za telefon i wybrałam numer
Nathana, zanim jednak nacisnęłam zieloną słuchawkę nadeszła fala bólu. Nie
mogłam zadzwonić, nie teraz kiedy on zapewne wyczekuje telefonu od Kay. Jaka ja
byłam głupia… Liczyłam, że Nathan już zawsze będzie mój, a przecież on miał
swoje życie, swoje miłości.
Zachowywałam się jak rozkapryszone dziecko.
Odłożyłam komórkę na stolik nocny po czym
wstałam, wcisnęłam na stopy moje adidasy, które przywoływały tyle wspomnień i
wybiegłam z domu. Rodzice zapewne nawet nie zauważą, że wyszłam. Przeszłam
kilka ulic po czym stanęła w drzwiach domu Tylera. To właśnie on otworzył mi
drzwi i zaprosił do środka. Kiedy tylko weszłam wyczułam, że to nie jest dobry
moment. Cała rodzina siedziała przy stole, przy objedzie. Teraz jednak
przerwali posiłek i wpatrywali się we mnie trochę to z uśmiechem, trochę z
zaskoczeniem. Nie sądziłam by szatyn zdążył powiedzieć im o ,,nas’’.
-Może przyjdę innym razem.- wyszeptała i już
miałam wychodzić, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał.
-Co się dzieje?- zapytał równie cicho co ja
wcześniej. Rodzina widząc, że nam nico uprzykrza rozmowę zaczęła energicznie o
czymś dyskutować i sprzątać po obiedzie, co zapewne było tylko przykrywką.
-Nic… Chciałam tylko cię zobaczyć.-
kłamałam. Sama nie wiedziałam po co tu przyszłam, co chciałam tym osiągnąć, ale
potrzebowałam by poczuć jego bliskość. Czułam, że bez niego już nic nie jest
takie samo. Tyler posłał mi blady uśmiech po czym zaprowadził mnie do swojego
pokoju. Nie zwróciłam uwagi na to jak wygląda wszystko w koło, po prostu
położyłam się na łóżku obok chłopaka i mocno wtulając się w jego tors cicho
zaszlochałam. Emocje wzięły górę. Przypomniałam sobie o wszystkich wspaniałych
chwilach z Tylerem, z Nathanem, z rodziną… Od dawna nie zżyłam się z tyloma
osobami na raz, nie miałam tylu przyjaciół co teraz. Boże, ja w ogóle nie
miałam przyjaciół. Byłam kompletną pomyłką.
Tyler milczał, głaszcząc mnie przy tym po
głowie i co jakiś czas szepcząc miłe słowo. Jak mogłam go kiedyś nie znosić i
ignorować?
-Uważasz, że się nad sobą użalam?- spytałam,
czując jak wierzch jego dłoni ociera spływające po moich policzkach łzy. Szatyn
pokiwał przecząco głową po czym z poważną miną przycisnął mnie go siebie.
-Skąd… Wiem jak ci ciężko. To okropne
uczucie być odrzuconym, ale zrozum, że to etap przejściowy, że wszystko wróci
do normy.- po tych słowach zamilkł i nad czymś intensywnie pomyślał. Powoli
usiadł i podciągnął mnie do tej samej pozycji. – Posłuchaj.- wyszeptał powoli
przybliżając moja twarz do swojej klatki piersiowej, a dokładniej do miejsca
gdzie miało znajdować się serce. Trochę mnie to bawiło, ale nie dałam tego po
sobie poznać.
-Bije i co z tego?-
spytałam po chwili ciszy. Tyler nie odpowiedział, przyłożył swoje ucho do mojej
piersi i wstrzymał powietrze. Po kilku sekundach, które trwały w nieskończoność
odsunął się ode mnie i lekko uśmiechnął łapiąc swoje dłonie w moje.
-Twoje też bije. I w
moich i w twoich żyłach płynie ta sama krew, i twój oddech i mój jest taki sam,
masz tyle samo palców u rąk i u nóg co i ja.- teraz nie chciałam już się śmiać.
Nie rozumiałam tylko do czego zmierza. Co to ma do tej całej sytuacji?- Tak
samo odczuwasz ból, strach i szczęście co każdy człowiek na tej planecie. Wszyscy
jesteśmy tacy sami. Nie idealni, ale wspaniali, jedyni w swoim rodzaju, ale
identyczni. Dlatego właśnie prędzej czy później wszystko stanie się takie jak
dawniej, bo nikt nie wytrzyma dłuższego czasu bez swojej siostry, córki czy
przyjaciółki. Bo się uzupełniamy. Rozumiesz?- przytaknęłam na znak zrozumienia
po czym poczułam jak chłopak składa na moich ustach pocałunek. – Ale dla mnie i
tak jesteś idealna. I nie mogę patrzeć jak cierpisz kotku. Dlatego otrzyj łzy i
uśmiechnij się, bo niedługo będziesz musiała dzielić czas pomiędzy nas
wszystkich.
Tyler po raz
kolejny pocałował mnie, tym razem nieco bardziej namiętnie. Nie oderwał się ode
mnie ani na moment kiedy zdejmował swoją koszulkę, moją bluzkę i rozpinał pasek
przy swoich spodniach. Ciągle uśmiechał się do mnie i zarażał mnie tym. Widząc
jak odwzajemniam pocałunki i uśmiechy podniósł mnie tak bym oplotła go w pasie
i przygniótł mnie do ściany swojego pokoju. Nie myślałam o tym, że za ścianą
może siedzieć jego siostra czy mama. Zresztą muzyka leciała tak głośno, że nikt
by nie usłyszał nawet uderzenia meteorytu.
-Dla mnie zawsze
będziesz najważniejsza.- powtórzył któryś raz z kolei zaciskając dłonie na moim
odpięciu od stanika.
_____
Od Akwamaryn: Jak już zaczęłam to nie potrafiłam skończyć. Mam nadzieję, ze tak samo jak ja cieszycie się, że nadeszły wakacje. Myślę, że to oznacza więcej rozdziałów i pomysłów :) Ja w tym rozdziale chciałam zawrzeć tak wiele, miałam tyle weny i w sumie mogłabym ciągnąć dalej tę ,,zabawę'' jeśli wiecie o co chodzi, ale zrezygnowałam. Niech Jemi się wykaże. Nie dziękuj kochanie :**
Ochhh...ty :)
OdpowiedzUsuńRozdział mi się bardzo podoba, lubię kiedy dużo się pisze o uczuciach i czytelnicy mogą wejść do umysłów bohaterów :)
Nie będę dziękować bo kompletnie nie mam pomysłu :P Ale dam radę :D...chyba :D
Świetny rozdział, jak zawsze bardzo mi się podoba. :) Ale wy macie ooogromny talent, ZAZDROSZCZĘ ! :* Czekam co dalej się wydarzy, mam nadzieję, że wkrótce będzie kolejny post :d
OdpowiedzUsuń