Melisa
Czasem zastanawiam się, czy to wszystko ma
jakiś sens. Po co tak na prawdę istniejemy na tym świcie? I czy to, że jesteśmy,
zmienia coś istotnego. Może gdybym nie
istniała wszystko było by jak zwykle. Blake miałby rodziców dla siebie, Nathan
i tak poznał by Kay, a Tyler nie musiał by poznawać co to znaczy ,,starać się’’
i wszystko było by okey. Tylko czy aby na pewno?
-Księżniczko?- posłałam Jamesowi blady
uśmiech, poprawiając się przy tym na niewygodnym stołku.- Co się dzieje?
-Ostatnio mam małe problemy, ale to nie
ważne. James?- chłopak spojrzał na mnie pytająco popijając swojego drinka. – Po
co my tak w ogóle tu jesteśmy?- widząc zaskoczone spojrzenie blondyna dodałam-
No wiesz… Po co żyjemy skoro i tak nic nie wnosimy?
-Nie wiem… Ktoś tak sobie wymyślił, że
będziemy mieć problemy, troski, że będziemy kochać i być kochanymi. Ktoś tak
chciał. Nie koniecznie Bóg.- ostatnie słowa wypowiedział z przekąsem .
-Czasem myślę, że jestem tu przez
przypadek. I w sumie to się zgadza. Jestem tylko wpadką przy pracy.- James
zaśmiał się cicho słysząc moje słowa, po czym położył dłoń na mojej i lekko ją
potarł.
-Myślę, że nasi rodzice nigdy nie chcieli
by cofnąć czasu i sprawić, by to się nie wydarzyło. Tak miało być. Twoja mama
mogła usunąć ciąże, oddać cię do domu dziecka lub po prostu porzucić w szpitalu,
ale tego nie zrobiła, a przecież była młoda, głupia… Kochała cię wtedy i kocha
cię teraz.- nie miałam ochoty się z nim kłócić, zwłaszcza, że w jego słowach
było trochę racji.
Przeniosłam wzrok z blondyna na tańczącą
parę. Oboje byli spięć i smutni, ale oboje też starali się to świetnie
zamaskować. Nathan niby to wesoły i pełen energii skakał w koło Kayle jak
małpka w koło swojego pana, ale wiedziałam jak cierpi. Kay zaś dobrze nie
znała, ale ona i jej smutne oczy mówiły wszystko.
-Chciałabym by byli szczęśliwi. To nie
fair, że życie ułożyło im drogę pod górkę.- wyszeptałam tak cicho, że nawet
siedzący obok mnie James nie słyszał moich słów. Kiedy po kilku sekundach
spojrzałam w jego stronę, go już nie było. Doskonale bawił się na parkiecie z
jakąś ciemnowłosą Włoszką.
-A ja chciałbym byś dała mi szansę, ale
życie niestety jest okrutne.- dobiegł mnie głos po mojej prawej stronie, a po
chwili poczułam na swoim udzie czyjąś dłoń. Nerwowo odepchnęła ją i spojrzałam w
kierunku mojego rozmówcy. Tyler w opiętej koszulce i włosach lekko
rozczochranych robił na mnie jeszcze większe wrażenie niż zazwyczaj. Nie zgolił swojego dwudniowego zarostu, co
moim zdaniem dodało mu tylko uroku.
-Skąd mam wiedzieć, czy jesteś tego wart?
Magie była…- zaczęłam, ale szatyn bezczelnie wszedł mi w zdanie.
-Magie to wariatka, która nie może pojąć,
że jej nie kocham. Rozstałem się z nią wieki temu, a Nathan może o tym
poświadczyć. Nadal cierpi i liczy, że do niej wrócę. Posunęła się nawet do
przyjazdu tu za mną, bo jest niezrównoważona psychicznie. – oczy chłopaka
pociemniały od złości.
-A jeśli ja kiedyś będę tak przez ciebie
cierpieć? Nie chcę być kolejną dziewczyną w twoim zeszycie zdobyczy, nie chcę
być kolejną letnia przygodą.- do oczu napłynęły mi łzy rozpaczy. Czemu ciągle
musiałam udawać twardą i zimną sukę, skoro tak naprawdę miałam ochotę go
uściskać, ucałować i powiedzieć te dwa pieprzone słowa.
-Nie pozwolę na to. Nie dopuszczę być
cierpiała z jakiegokolwiek powodu, a już na pewno nie przeze mnie. Tylko daj mi…-
nagle zamilkł, bo nasze oczy się spotkały. Po moich zazwyczaj różowych
policzkach spływały łzy, zagryzałam nerwowo wargę czekając aż w końcu wyduka z
siebie słowa na które cały czas czekałam, ale to nie nastąpiło. Zamiast tego
jego dłonie starły w mojej twarzy łzy, a usta ucałowały moje czoło jak ojciec
całujący swoje jedyne dziecko.
-Nie płacz głuptasie.- wyszeptał przyciskając
mnie do swojej klatki piersiowej. Kiedy tak do niego się tuliłam zdążyłam
zauważyć, że Kay i Nathan gdzieś znikli. Uśmiechnęłam się pod nosem, głęboko
oddychając i napawając się zapachem perfum Tylera.
-Wracajmy do domu…- wyszeptałam, lekko się
od niego odsuwając. Miałam dość wrażeń na jeden wieczór. Pożegnałam się z
Jamesem i rozglądając się raz jeszcze w poszukiwaniu moich przyjaciół wyszłam w
towarzystwie Tylera z klubu.
***
Oblizałam spierzchnięte wargi i wpatrując się
w biały sufit poprawiłam poduszkę pod głową. Leżałam już tak od godziny myśląc
nad wszystkim i nad niczym. Moim głównym problemem była Kay i jej wyjazd. Nie
mogłam przeboleć, że więcej jej nie zobaczę, a będę musiała pocieszać Nathana,
który i tak nie będzie umiał bez niej żyć. Kiedyś ktoś mi powiedział, że miłość
jest widoczna nie w słowach, nie gestach czy czynach tylko twarzy. To twarz
człowieka, jego spojrzenie, to jak patrzy… To mówi wszystko. Zastanawiało mnie
tylko, czy ja tak samo patrzę na Tylera.
-Przyszło śniadanie!- wydarł się do ktoś po
drugiej stronie drzwi, po czym te uderzyły o ścianę pokoju. Lekko przestraszona
poderwałam się i szczelniej okryłam kołdrą.
-Co ty masz na sobie?- spytałam zniesmaczona
widokiem szatyna w samych bokserkach w misie z tacą w dłoni.- Jeszcze ktoś
sobie pomyślę, że robimy tu jakieś…- brak odpowiedniego słowa ukrócił nieco mój
wykład.
-Sprośne rzeczy? Mamy piątą rano. Jeszcze
wszyscy śpią.- Tyler zaśmiał się jak to miał w zwyczaju po czym zamknął drzwi
kopnięciem, a tacę postawił na stoliku.- Ile wczoraj wypiłaś?- spytał szatyn wlewając
w siebie piwo z butelki, które wyciągnął sobie z barku.
-Nie wiele. Może dwa drinki, a co?-
zaciekawiło mnie jego pytanie i to jaką będzie miał odpowiedź.
-Szkoda… Gdybyś wypiła więcej mógłbym ci
wmówić, że się przespaliśmy.- po tych słowach wybuchłam gromkim śmiechem
całkiem zapominając o tym, że jest całkiem wcześnie.
-I ubrać też byś mnie ubrał? Nie sądzę byś
wiedział jak się zakłada stanik.- odparłam kiedy udało mi się uspokoić i złapać
w dłoń kawałek świeżego pieczywa.
-Możemy się przekonać, tylko pierw musisz
go z siebie zdjąć.- widząc moją złą minę chłopak wytknął mi język i zasiadł na
drugim krańcu łóżka. Przez kilka chwil siedzieliśmy w ciszy. On popijał swoje
poranne piwo, a ja rozkoszowałam się smakiem herbaty z cytryną i chleba prosto
z piekarni na rogu.
-Nathan nie wrócił na noc. – nie zaskoczyły
mnie te słowo. Po prostu przytaknęłam chłopakowi na znak zrozumienia. Nie
spodziewałam się by wrócił wcześniej niż po dziewiątej, czyli po wylocie
samolotu Kay.- Czemu ostatnio ciągle jesteś smutna? Nie mogę cię rozgryźć.
Ciągle tylko płaczesz i się czymś zamartwiasz.
-A co mam robić? Mój brat jest w szpitalu,
moja przyjaciółka wraca do domu, rodzice mają mnie w dupie, a ty… Niedawno
jeszcze miałam z tobą zawrót głowy. Jak tu się nie zamartwiać?- odparłam
opierając się do ramę łóżka i cicho wzdychając.
-Może uda nam się rozwiązać jakoś te nasze
problemy.- zaskoczona spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka.
-Nasze? Od kiedy moje problemy są też twoimi?- spytałam bawiąc się palcami
u rąk.
-Od kiedy dałaś mi szansę.- wychrypiał Tyler
przechodząc na czworaka po łóżku w moją stronę. W końcu dotarł i nachylił się
nade mną. Usta lekko rozchylił jakby czekał aż dam mu znak, aż się zgodzę.
-Pocałuj mnie.- wyszeptałam prosto w jego
usta, a już po dosłownie ułamku sekundy nasze języki splotły się z sobą. Bez
zastanowienia odwzajemniłam pocałunek i dopiero teraz poczułam prawdziwe
szczęście, tak wielkie, że gdybym miała je przelać na papier udało by mi się
napisać wszystkie możliwe książki w wszystkich możliwych językach tego świata.
***
-Jak to?!- wrzasnęłam mocniej zaciskając
dłoń na przedramieniu Tylera, który akurat stał obok.
-Nie możecie nam tego robić! To są nasze
wakacje!- dorzucił od siebie Natha, który tak właściwie miał to gdzieś, ale i
tak chciał mi pomóc. Teraz kiedy wyjechała Kay stał się jakiś nieobecny i
wycofany.
-Możemy. Jutro wyjeżdżamy do domu. Blake
potrzebuje spokoju i ciszy.- zatkało mnie wręcz. Słowa mamy były dla mnie jak
noże. Wszystko przez mojego kochanego braciszka. Ciocia Alice w stu procentach
popierała mamę i tatę, za to wujek Mike był nieco sceptycznie nastawiony do
wyjazdu. W końcu to był nasz wolny czas i czemu mieliśmy z niego rezygnować ze
względu na mojego młodszego brata?.
_______
Od Akwamaryn: Po dość długiej przerwie pojawia się kolejny rozdział. Nie miałam na niego w ogóle pomysłu i dopiero kiedy usiadłam i się zmobilizowałam to udało mi się coś wyskrobać. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i dotrwaliście do końca rozdziału;)
Od Jemi: Tak, jak widzicie rozdziały pojawiają się coraz rzadziej... nie wynika to z braku pomysłów. Razem z Akwamaryn skarżymy się na brak czasu (Ja również na brak weny). Mogę was zapewnić, że już niedługo rozdziały zaczną pojawiać się regularnie ;)
Dziękujemy, że mimo wszystko z nami jesteście :)
Od Jemi: Tak, jak widzicie rozdziały pojawiają się coraz rzadziej... nie wynika to z braku pomysłów. Razem z Akwamaryn skarżymy się na brak czasu (Ja również na brak weny). Mogę was zapewnić, że już niedługo rozdziały zaczną pojawiać się regularnie ;)
Dziękujemy, że mimo wszystko z nami jesteście :)