poniedziałek, 19 listopada 2012

7. Gówno mnie obchodzi co sobie tam myślisz, w tej swojej wylęgarni głupot!



Melisa…

     Potarłam skronie i spojrzałam na rodziców z politowaniem. Wiedziałam jak zachowanie Blake ich raniło. Zawsze był inny. Starał się z nami nie pokazywać, obiady rodzinne były dla niego udręką i marzył jedynie o wyjściu z nich. Wiedziałam, że wyjazd do Włoch na cały miesiąc będzie dla niego męczarnią, ale mógł chociaż nie wyrażać swojego zdania tak ostentacyjnie. Co prawda rodzice bywali uparci, wujkowie też trochę, ale zrozumieli by.
   -Porozmawiam z nim…- wymamrotałam po czym wybiegłam na dwór. Blake siedział na schodach i wpatrywał się przed siebie bez większego zainteresowania. Głowę opartą miał na dłoniach, wzrok przytłumiony.
   -Po co tu przyszłaś? Jakoś wcześniej miałaś mnie w dupie.- powiedział ostro nawet nie zerkając w moją stronę. Zmrużyłam wściekle oczy, słysząc ten lekceważący ton, ale szybko ochłonęłam przypominając sobie, że nie przyszłam tu się z nim kłócić.
   -Nic się nie zmieniło, ale uważam…- zaczęłam. Nie dane było mi jednak dokończyć, bo chłopak wciął mi się w zdanie.
   -Gówno mnie obchodzi co sobie tam myślisz, w tej swojej wylęgarni głupot! Nie potrzebuję żebyś mną kierowała w życiu! Nie chcę tam jechać i nie pojadę! Nie mam zamiaru użerać się z wami przez miesiąc, a dodatkowo spędzać z starymi każdą wolną chwilę! Mam przyjaciół, mam znajomych i to mi starcza! Już wolałbym jeść resztki ze śmietnika niż mieć taką rodzinkę!- wywrzeszczał wstając i patrząc mi prosto w oczy. Wściekła podeszłam bliżej i siłą posadziłam go na schodku. Do oczu napłynęły mi łzy. Nigdy nie sądziłam, że może w nim siedzieć aż taka nienawiść.
  -A ja obiecuję ci, że z nami pojedziesz! Choćbym miała cię tam wysłać poćwiartowanego! Dojedziesz do tych pieprzonych Włoch, bo to miejsce gdzie wszystko się zaczęło i możliwe, że byś nie istniał gdyby nie to!- krzyknęłam po czym uderzyłam go w twarz i weszłam do domu. Wzięłam głęboki oddech zanim weszłam do kuchni po czym z ogromnym uśmiechem na twarz zasiadłam przy stole.
   -To kiedy jedziemy?- zapytałam zadowolona z siebie.  Coś jednak mi mówiło, że ten wyjazd nie będzie taki idealny, jak nam się zdaje.

***

             Zapięłam upchaną po brzegi walizkę, po czym opadłam wykończona na łóżko. Oblizałam spierzchnięte wargi szukając przy tym wzrokiem czegoś do picia. Nagle do pokoju wszedł Nathan. W prawej ręce trzymał pudełko z pizzą, a w lewej puszkę z pepsi.
   - Wziąłeś moją ostatnią pepsi?! Jaki prawem co?!- wrzasnęłam zła, a ten zrobił smutną buźkę i upił łyk. By zrobić mi na złość dodatkowo jeszcze westchnął i oblizał wargi. Przekręciłam głowę w prawo po czym wstałam i rzuciłam się na niego. Zdążył tylko odstawić pizze na biurko, a ja już siorbałam napój z puszki.
   -Nigdy nie mówiłaś, że lodówka nie jest tez moja.- powiedział z uśmiechem na twarzy i usiadł na łóżku.
   -Mówiłam ci to tysiąc razy… Zawsze to ja jestem ta nienajedzona, a przecież to ty nie umiesz wyjść z lodówki.- odparłam i schowałam kosmyk włosów za ucho.  Słysząc głośne dudnienie z pokoju obok tylko westchnęłam i przysiadłam koło przyjaciela, a zarazem kuzyna.
   -Nadal się buntuje?- spytał brunet, otwierając przy tym pudełko z jedzeniem. Przytaknęłam tylko i wzięłam do ręki kawałek. Podwójny ser. Nath wiedział co lubię. Chyba chciał mi tym poprawić humor, ale nie do końca mu to wyszło. Nadal było mi przykro i to nie tylko z powodu Blake, który strasznie się buntował na ten wyjazd, ale też z powodu Tylera, którego musieliśmy zostawić tu samego. Choć… Gdyby jeszcze został tu sam… On będzie pod ,,opieką’’ tej swojej dziuni, która bez wytchnienia do niego wydzwania. Ostatnio widziałam go dwa dni temu i jeszcze wtedy się przy nim kręciła. Denerwowało mnie to, ale siedziałam cicho.  -Nie o to chodzi prawda? – spytał, albo raczej stwierdził. Zacisnęłam zęby i pokiwałam powoli głową. Coś we mnie pękło. Usiadłam, opierając się o klatkę piersiową chłopaka i zamykając oczy zaczęłam mówić.
      - Od dłuższego czasu czuję się inaczej. Właściwie od kiedy… Od kiedy poznałam Tylera. Nie powinnam ci o tym mówić, bo znów będziesz się śmiał, albo stwierdzisz, że jestem ułomna, ale co tam… Chyba…- już miałam mówić kiedy do pokoju wbiegł tata. Spojrzał an nas zaskoczony, a właściwie na nasze splecione dłonie, które jakimś cudem trafiły na siebie. Nie było to chyba jakoś strasznie dziwne, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy rodziną.
   -Blake zniknął.- stwierdził szybko, patrząc to na mnie to na Nathana. Mogłam się tego spodziewać, w końcu mówił, że zrobi wszystko.

***
   Oparłam głowę o szybę i zaczęłam przyglądać się ciemności. Powinnam teraz siedzieć w domu i przygotowywać się do wylotu, który miał mieć miejsce jutro rano, a tym czasem jeździliśmy w kółko i poszukiwaliśmy jakiejś oznaki, że on jeszcze w ogóle żyje. Przecież mógł leżeć gdzieś martwy w krzakach, albo został uprowadzony. Pobladłam myśląc o tym. Jak mogłam w ogóle tak myśleć. Na pewno siedział gdzież na przystanku z kumplami i pił piwo jak przykładny szesnastolatek. Tylko an tyle było go stać. Na piwo, kumpli i ćpunstwo. Robił to tylko dlatego, że chciał im zaimponować, ale nie myślał o tym co teraz przeżywa mama, że może siedzi w domu i ryczy za nim, bo boi się, że więcej nie zobaczy swojego rozwydrzonego synka, który ma za dużo w tyłku.
     -Spokojnie. Znajdzie się. Zobaczysz, a tym czasem mam dla was wiadomość. Rozmawialiśmy z rodzicami Tylera. Zgodzili się by wyjechał z nami na wakacje. – oznajmił mój ojciec. Teraz jednak nawet to nie było dla mnie wystarczająco dobrą nowiną. Chciałam tylko znaleźć tego gówniarza i sprać mu lanie, albo udusić i poćwiartować, by mógł spokojnie dolecieć do Włoch. Nagle usłyszałam krzyk, przeraźliwy wrzask z zewnątrz. Tata momentalnie zatrzymał się a ja ani drgnęłam widzą jak jacyś trzej chłopcy dobierają się do jakiejś nastolatki. Moje usta bezdźwięcznie wymówiły imię Blake, a po chwili światła auta ukazały nam Blake’a i jego kumpli bawiących się w ,,kto pierwszy ten lepszy’’.


__________
Od Akwamaryn: Długo zwlekałam z zabraniem się za niego, ale w końcu podjęłam decyzję, że muszę się za to wziąć i skończyć, bo nigdy tego nie zrobię. Miałam straszny tydzień, praktycznie w ogóle wytchnienia, a zapowiada się jeszcze gorszy. Tylko padać na twarz  ;/ Ocenę pozostawiam wam;)

4 komentarze:

  1. Mi się podoba baardzo...;D


    i kiedyś miałam podobną sytuację ze swoim przyjacielem-kuzynem:D

    tylko jak się przytulaliśmy, to wpadła jego matka:D:D


    xoxo;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze wiesz kochanie ,że mi się podoba wszystko co napiszesz :D
    A tutaj się dzieję :)
    Mam już nawet pomysł na dalszy ciąg :D
    Pięknie , pięknie , pięknie ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Baardzo ciekawie ;d Rozkręca się ;D Cooo dalej?;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam takie rozdziały. Jest wręcz wspaniały ! Mam nadzieję dziewczyny,że następny pojawi się dość szybko. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń