Nathan
Wyprostowałem się w krześle na
którym siedziałem i przymknąłem powieki. Byłem na siebie zły.
Nathan siedzący przede mną poklepał mnie po ramieniu mówiąc:
-To etap życia każdego
człowieka. W końcu musi dorosnąć.- Spojrzałem na jego niewinną
twarz.
-Muszę się przejść.-
Mruknąłem wstając. Chłopiec pokiwał mądrze głową i odwrócił
się do mnie tyłem. Westchnąłem.
Szedłem przed siebie. Przez ogromny
ogród który wydawał się nie mieć końca, a przez moją głowę
przewijały się wspomnienia. Rodzice, przyjaciele. To wszystko przez
ostatni czas było tak odległe. Nathan uświadomił mi, że gdy
tylko dojrzałem zupełnie zapomniałem o tym co było kiedyś, że
skupiłem się tylko na sobie…a ludzie dookoła mnie cierpieli z
tego powodu.
Chciałem im powiedzieć tak wiele
ale nie mogłem. Nagle stanąłem w miejscu.
-Muszę się dowiedzieć jak stąd
wyjść.- Gwałtownie zawróciłem i w biegu zacząłem szukać
wzrokiem białego stolika, a przy nim chłopca. Biegłem jak
najszybciej potrafiłem ale ciągle byłem w tym samym miejscu. Coraz
trudniej mi się oddychało. Zatrzymałem się. Jednak nic się nie
zmieniło. Moje płuca odmawiały posłuszeństwa. Upadłem. Starałem
się złapać powietrze ale nie mogłem. Czułem się jak ryba
wyrzucona na brzeg morza. Chciałem krzyczeć ale nie mogłem…i
wtedy przeraźliwie błękitne niebo oraz soczyście zielona trawa
zaczęły blednąć. Moje oczy zachodziły mgłą, a ja czułem, że
po prostu umieram.
-Masz ostatnią
szansę…-Usłyszałem gdzieś nad sobą i wtedy wszystko zniknęło.
Gwałtownie zaczerpnąłem powietrza
automatycznie otwierając oczy. Szybko je zamknąłem a uszy zakryłem
dłońmi. Po moim ciele rozniósł się ogromny ból. Zacisnąłem
zęby. Głowa wręcz mi pulsowała. Wielki hałas rozrywał mi
bębenki. Z mojego gardła wydobywał się charczący dźwięk.
-Słyszysz mnie?!- Wrzeszczał ktoś
wprost do mojego ucha. Myślałem, że za chwile mnie rozerwie i
wtedy w jednej chwili wszystko zupełnie ucichło. Został tylko
ćmiący ból całego ciała, a ja głośno dyszałem. Stała nade
mną dwójka ludzi. Mężczyzna w kitlu i kobieta trzymająca mnie za
rękę. Spojrzałem przerażony na to co robi i już chciałem ją
wyrwać kiedy usłyszałem spokojny męski głos.
-Nie martw się Amanda chce tylko
zaaplikować ci leki przeciwbólowe. Kiedy się wybudzałeś wyrwałeś
wszystkie kroplówki.- Mój oddech powoli zaczął się wyrównywać.
-Co się ze mną działo?-
Zapytałem.
-W nocy z trzeciego na czwartego
sierpnia zostałeś pobity. Jakiś przechodzień cię znalazł i
przewieziono cię do szpitala. Tutaj przeszedłeś poważną operację
która uratowała ci życie. Jednak zapadłeś w śpiączkę. Dziś
się wybudziłeś. Jest dwudziesty sierpnia.-Nagle zacząłem sobie
wszystko przypominać. Kłótnia z przyjaciółmi na lotnisku.
Samotny spacer.- Masz połamane kilka żeber, złamaną nogę i sporo
ran ciętych. Jak mówiłem jesteś po ciężkiej operacji. Musisz o
siebie teraz dbać. Żadnych gwałtownych ruchów. Jeżeli czegoś
potrzebujesz używaj dzwonka. Teraz powinieneś iść spać, musisz
dużo odpoczywać.
-Panie doktorze.- Powiedziałem w
momencie gdy już miał wychodzić.- Co z moją rodziną i
przyjaciółmi?
-Czuwają przy tobie każdego dnia.
Zaraz ich poinformujemy, że się wybudziłeś ale teraz odpoczywaj.-
Chciałem natychmiast zaprotestować ale nagle zmorzył mnie twardy
sen.
***
Nieprzerwanie słyszałem ciche
pikanie. Powoli otworzyłem oczy. Rozejrzałem się dookoła.
-A więc to jednak nie był sen-
Wychrypiałem. Wziąłem głęboki wdech jednak już po chwili tego
pożałowałem. Po moim ciele rozniosła się dzika fala bólu.
Jęknąłem jednocześnie zaciskając pięści. Odwróciłem
delikatnie głowę w lewo. Kroplówka była pusta. Leki przeciwbólowe
przestały działać. Zaciskając zęby wyciągnąłem rękę po
dzwonek.
Leżałem w kompletnym bezruchu
błagając o jak najszybsze przyjście pielęgniarki płytko
oddychając. Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi.
-Dzień dobry. Jak się czujemy?-
Zapytała pogodnie kobieta.
-Dzień dobry. Kiepsko. Mogę
poprosić o jakieś leki przeciwbólowe?- Wycharczałem. Ta
natychmiast przytaknęła mi głową i zabrała się do roboty. Kiedy
skończyła poinformowała mnie, że za jakieś pięć minut ból
przestanie mi tak doskwierać.
Patrzyłem na sufit w milczeniu. Nawet
przełykanie śliny wiązało się z cierpieniem. Starałem się nie
poruszać. Leżąc w tej bezsilności obiecałem sobie, że zemszczę
się na tych którzy mi to zrobili. Szukałem w pamięci obrazów z
tamtych wydarzeń. Jedynym skutkiem moich rozmyślań był ból
głowy.
Miałem ochotę krzyczeć ze złości.
Byłem kompletnie unieruchomiony. Tak bardzo pragnąłem zobaczyć
moich bliskich ale nie mogłem. Chciałem chociażby wstać i móc
wyjrzeć przez okno. Nawet tego nie mogłem zrobić.
Poczułem zimny powiew wiatru który
nieznośnie przypomniał mi o mojej samotności.
Najpierw do moich uszu przedzierały
się pojedyncze słowa, które z czasem zaczęły się zamieniać w
sensowne zdania:
-Musimy mu o tym powiedzieć.-
Powiedział stanowczo chłopak.
-On się załamie…nie możemy
zrobić tego teraz kiedy…- Odparła rozpaczliwie dziewczyna.
Otworzyłem oczy i spojrzałem po przyjaciołach. Na twarzy Melisy
pojawił się ogromny uśmiech. Szybko podniosła się ze swojego
miejsca i mnie przytuliła.
Cicho jęknąłem.
-Och przepraszam, nie chciałam ci
sprawić bólu. Tak się cieszę, że do nas wróciłeś!-
Powiedziała głośno, całując mnie w czubek głowy. W moim sercu
nagle zrobiło się ciepło.
-Ja też się cieszę, że was
widzę. Przepraszam was za wszystko…zachowałem się jak kompletny
dupek…-Tyler natychmiast przerwał mi machnięciem ręki.
-Przestań. Już nikt o tym nie
pamięta. Po raz pierwszy mam ochotę cię pocałować.- Powiedział
radośnie brunet klepiąc mnie po ramieniu. Cicho się zaśmiałem, a
Melisa czule na nas spojrzała.
-Kiedy tylko się dowiedzieliśmy,
że się wybudziłeś, natychmiast przyjechaliśmy.- Mruknęła Mili.
-Najpierw próbowałem ją zrozumieć
przez telefon. Krzyczała jak szalona coś o śnie i mięśniaku. Aż
zrobiłem się zazdrosny. Kiedy tylko stąd wyjdziesz zacznę chodzić
z tobą na siłownie.- Ponownie wszyscy się zaśmialiśmy. Mili
usiadła na krześle obok mojego łóżka, a Tyler stanął za nią
troskliwie obejmując ramionami. Uśmiechnąłem się na ten widok.
-Ciocia Alice wpadnie za dwie
godzinki a wujek wieczorem razem z moimi rodzicami.- Przytaknąłem
słowom kuzynki delikatnie się uśmiechając.- Jak się czujesz?-
Zapytała czule.
-Całkiem nieźle.- Skłamałem.
Dziewczyna patrzyła mi w oczy. Wiedziała, że kłamie.- Lepiej
powiedźcie co u was.
-Bez zmian.- Oświadczył chłopak.-
Sześćdziesiąt procent czasu spędzaliśmy z tobą. Cała reszta to
sen i posiłki oraz droga do szpitala. Cieszę się, że się
wybudziłeś. Mój tyłek już nie wytrzymywał tego ciągłego
siedzenia.- Brunet cicho się zaśmiał a na mojej twarzy pojawił
się uśmiech. Melisa pokręciła głową.
-A co z Kaylą? Poinformowaliście
ją?- Mina Tylera natychmiast zrzedła. Zmarszczyłem brwi.- Coś się stało?- Zapytałem.
-Nie. Kayla bardzo się o ciebie
martwiła kiedy tylko się dowiedziała. Co wieczór dzwoni i pyta
jak się czujesz. Niestety ma teraz niemałe problemy w domu, nie
może przyjechać. Jednak gdy tylko to się skończy natychmiast
wsiądzie w pierwszy samolot.- Odpowiedziała szybko Melisa patrząc
na mnie z nadzieją w oczach. Zerknąłem na Tylera, a ten po chwili
przytaknął.
-Nie chcieliśmy cię tym martwić.-
Dodał brunet. Szeroko uśmiechnąłem się do przyjaciół.
Mili i Tyler zostali do wieczora na
przemian mnie doprowadzając do śmiechu i łez. Wspominaliśmy.
Niektóre wspomnienia bolały a inne cieszyły. Wszystko sobie
wytłumaczyliśmy, jednocześnie wybaczając. W między czasie
odwiedziła mnie również zapłakana mama która ciągle poprawiała
mi poduszkę i powtarzała, że strasznie mnie kocha. Tata przyjechał
nieco później zamykając w niedźwiedzim uścisku. Wujek Miles i
ciocia Carmen przemycili cztery tabliczki czekolady poprawiając tym
wszystkim humor. Ku zaskoczeniu zebranym pojawił się nawet Blake,
przepraszając za swoje wcześniejsze zachowanie.
Siedzieliśmy wszyscy razem do późnego
wieczora bez przerwy rozmawiając i się śmiejąc. Wchodząc do sali
można było wyczuć ogromną miłość jaką darzyła się nasza
rodzina. Czuć ją było w każdym czułym słowie i spojrzeniu.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem a sala nagle opustoszała.
***
Piaszczysta plaża skąpana
słońcem. Ogromne ,spokojne morze. Poczułem przyjemny materiał pod
swoimi rękami. Zerknąłem w dół. Siedziałem na ogromnym
niebieskim kocu. Nagle ktoś delikatnie dotknął mojej dłoni.
Spojrzałem w niebieskie oczy blondynki.
-Tak bardzo cię kocham.-
Mruknąłem nieświadomie. Usta dziewczyny wygięły się w uśmiechu.
-Wiem.- Dziewczyna nagle
posmutniała. Dotknąłem ręką jej ramienia a ta instynktownie
schowała się w moich ramionach.- Wiesz, że muszę odejść ?-
Zapytała.
-Nie pozwolę ci na to.-
Odparłem.
-Pozwolisz.- Mruknęła. Poczułem
jak mnie od siebie odsuwa.- Muszę już iść.
-Proszę, nie idź.
-Muszę. My nie możemy być
razem Nathan...dobrze o tym wiesz. Byłam tylko chwilą której
nadszedł kres.
-Kayla…ja…
Natychmiast poderwałem się ze swojego
miejsca przypłacając to po chwili ogromnym bólem.
-Matko…-Jęknąłem kładąc się
ponownie na łóżku. Zacząłem się zastanawiać nad sensem snu.
Czułem, że stało się coś niedobrego. Nie miałem jednak na to
zbyt wiele czasu, do sali wpadli Tyler i Melisa. Dosłownie.
-O już się obudziłeś.-
Powiedziała radośnie szatynka omijając leżącego na ziemi bruneta
i całując mnie w policzek.
-Ja…nie. Ja już nie wnikam.-
Mruknąłem patrząc na leżącego na ziemi przyjaciela i
uśmiechniętą od ucha do ucha Melisę.
-Nie próbuj.-Zaśmiała się
dziewczyna.- Jak się dziś czujesz mamucie?
Spojrzałem na zamykające się za
dziewczyną drzwi. Tyler usiadł na krześle przy mnie, a ja wbiłem
wzrok we własne ręce.
-Chciałeś się jej po prostu
pozbyć, prawda? Nie wysłałeś jej po coś słodkiego bo miałeś
po prostu na to ochotę.- Stwierdził. Przytaknąłem mu skinieniem
głowy.
-Muszę z tobą porozmawiać.-
Chłopak zmarszczył brwi.
____
Od Jemi: Rozdział pisało mi się niezwykle szybko i przyjemnie :) Uważam, że nie jest wybitnie dobry ale całkiem mi się podoba. Co wy na to? :D